Jak mnie to wkurwia, no ja pierdolę, że oglądam sobie zdjęcia na poszczególnych fotoblogach i, jezusie z nazaretu, no, artyzm jest, kurwa, pole jest, nawet jest pełne pszenicy, różne sa bajery, światło fajne, ale przede wszystkim to, czego mi brakuje, to jest brak fotoszopa. Jak zaczynałam się z tym bawić, to na lekcji informatyki był paint i to był jedyny program obróbkowo-tekstowy, tymczasem teraz - chcesz słońce jesienne w zimie? NO FUCKING PROBLEM. Tylko że jestem na tym etapie w życiu, że bardziej mnie interesuje kot Mruczek w latach młodości, niż przerost jebanej formy nad treścią. Ech. No jakże mnie to frustruje. Ale czy to moja wina, że żądam treści i rzygam już formą?

EDIT:

Dobra, może trochę mnie poniosło, jak to teraz czytam. Ale miałam zły sen, w którym znalazłam małego kotka i poszłam mu po żwirek do biedronki, a tam była wyprzedaż instrumentów grających i kolorowych farb do włosów, a ja miałam tylko te 5 zł. na żwirek i miałam dylemat moralny, czy kupić ten żwirek, czy może farbę (a może gitarę?), a może żwirek, a farbę zajebać do kieszeni i palić jana? WIEM, ŻE TO NIEPRAWDZIWE, ALE JA NAPRAWDĘ NIE MAM PIENIĘDZY.