leżę z papierosem, przeglądam martwe powietrze..
znowu Cie nie będzie, miesiąc, tydzień, może tylko kilka godzin, kilka złych snów i znów zaspanych poranków.
pęka mi się głowa gdy za Tobą tęsknie.
a tęsknotę do Ciebie wpisaną mam w hemoglobinę, w naskórek, w DNA, w każdy złamany paznokieć i każdy włos.
nie lubię mieszkać w tym domu bez Ciebie. nigdzie nie lubię bez Ciebie.
znowu przyszło mi chować się pod łupiną orzecha do czasu gdy będziesz z powrotem.
chciałam pokazać, że jestem silna.
że potrafię sama odnaleźć się wśród tłumu obcych ludzi,
iść z podniesioną głową i nie chować spojrzenia.
udowodniłam wszystko.
wszystko, w co chciałam, żebyś uwierzył.
potrafię chodzić obcymi ulicami, oddychać obcym powietrzem.
w sumie już nie obcym, bo moim własnym.
osobistym. prywatnym.
na nowo zbudowałam swój świat.
stworzyłam całkiem miłą konstrukcję.
mogę być z siebie dumna.
mogę, ale nie chcę. jeszcze nie teraz.
jeszcze ciągle uczę się swojej samotności.
innej, niż zwykle. obcej.
która łasi się do mnie na każdym kroku, ale lubię ją.
bo nawet podoba mi się ta samotność wypływająca z przebywania w innym miejscu.
obok niej istnieje samotność z numerem drugim.
znam ją już jakiś czas.
przychodzi zazwyczaj wieczorami i zasypia przy moim boku.
tak samo, jak Ty zasypiałeś wtedy przy mnie.
i tęsknię, bardzo tęsknię, wiesz?
i ta samotność jest już o wiele trudniejsza do przyzwyczajenia i oswojenia.
wycieram palcami oczy, popłakałam się. wiesz przecież jaka jestem wrażliwa..