Przyjaźń... a co to jest?? Zawsze wydawało mi się, że znam definicję tego pojęcia, ale świat uczy jednak. Chyba sie myliłam... Bycie na każdy rozkaz kochanej osoby to chyba nie to... choc się starałam, byłam na każdy rozkaz nawet gdy nie miałam pewności, czy mam rację...obstwałam...znosilam każde obelgi byleby wesprzec. Byleby byc. Co uzyskalam w zamian...??? Wymianę, na produkt, który mówi to, co druga osoba chce usłyszec, a nie prawdę..która w rzeczywistosci mogłaby pomóc I nagle malutki błąd ma taką siłę, że jest silniejszy niż cała ta wstrętna obłuda, która ma miejse w największym uczuciu świata...nie potrafię tego teraz nazwac, bo w pewnych przypadkach nie przechodzi mi to przez usta, a w tym przypadku nawet przez palce wylewające tonę emocji...które od 6 godzin nie pozwalają spac. Nie ma czegoś takiego jak PRZYJAŹŃ DRUGOPLANOWA... ja w tym udziału nie biorę. Nie chcę,nie potrafię... nie mam takiej siły, by przezwyciężyc ten ból. Przestaję brac w tym udział, z nadzieją że będzie zdrowiej, samotnie ale zdrowiej. Na horyzoncie widzę... NIC...widzę...
I tu...usypiająca piosenka na dziś ( o ile to możliwe ): http://www.youtube.com/watch?v=OmLNs6zQIHo
Tak ogólnie, to tracę częśc swego serca..jest strasznie niesprawiedliwie.