i znowu spierdolilam.
bladego pojecia nie mam, co mna kieruje, ze czestuje ludzi kawalkami siebie, z naiwna mysla ze oni z roskosza mnie przyjma, poloza gdzies w centrum swojego serca i juz zawsze na zawsze bedziemy kolegami. owszem, czastuja sie, po czym szyderczo zostawiaja to gdzies za soba, a ja zostaje bez jednej czesci, z telefonem w rece i kwasna mina, obiecujac sobie ze juz nigdy nidgy przenigdy wiecej.