Co za frustrujace uczucie gdy dowiadujesz sie ze problem o ktory obwiniasz wszystkich tkwi tak wlasciwie tylko w tobie. Opuszczasz na chwile swoje cialo i widzisz je z perspektywy innego czlowieka, nareszcie mozesz obiektywnie osadzic sytuacje. Tyle ze po pieciu minutach znow jestes soba w 100% i to co bylo tak oczywiste z perspektywy obserwatora staje sie znow zagmatwane z perspektywy uczestnika zdzarzen. Te wszystkie ataki serca nie byly takie nieuzasadnione.Moze nie ataki. Porywy. Zdaje sobie sprawe ze doszlismy do sedna sprawy ale nie potrafie sobie tego wbic do glowy. Jak mozna nie ufac sobie ? To tak jak wiedziec ze potrzebujesz gps'a bo przeciez gdy wyjdziesz z domu juz nigdy wiecej do niego nie trafisz, a mimo to bronisz sie, gryziesz, drapiesz i krzyczysz ze nie chcesz. Zreszta zawsze myslalam ze uczucia to takie nasze male sekrety o ktorych mozna opowiadac tylko po to zeby udowodnic sobie ze nikt inny cie nie rozumie. Takze zdanie 'to byl najgorszy nowy rok w moim zyciu' niewiele mowi mi samej a co wiecej komus innemu. Mimo wszysstko chwile ktore przezywam wydaja sie najpiekniejsze z najpiekniejszych. Zazdroszcze ich sama sobie.