W piątek ostatecznie wziąłem się w garść i zmusiłem siostrę by postawiła mi bilet do OGL. Urwałem się przy tym bezczelnie z wykładów z Analizy mat.1. Myślę, że dr.Mierczyński mi to wybaczy, a przy założeniu, że i tak nie zauważył mojej nieobecności, zafascynowany przepisywaniem słowo w słowo, cyfra w cyfrę skryptu na tablicę, to wybaczenie będzie tu zbędne:) W każdym razie o 15, z minutami spotkałem się z siostrą i wyruszyliśmy Głubczyckim Brusem do domu. Gdy tylko wysiadłem, pognałem do LO, gdzie odbywała się właśnie w ów czas próba chóru. Oczywiście docelowo nie żeby śpiewać, tylko do mojej lubej. Tak też się stało. Spotkałem ja i znów miałem ją w ramionach:* Umówiliśmy się na niedziele z racji tego, że w sobotę nie dałoby rady się spotkać.
Sama sobota: Wstałem rano i pognałem do pokoju matki gdzie jak zwykle w sobotni poranek odbywa się rodzinne planowanie dnia, Zresztą mniejsza:) Pojechaliśmy z Ojcem i Tomkiem do Raciborza po Babcię. Na grobie dziadka nic się nie zmieniło, nic poza tym ze liczba grobów obok urosła do sporej sumy - Babcia zdążyła dzień wcześniej posprzątać, wiec nagrobek świecił jak nowy.
Potem Baborów, oczywiście godzina szczytu odwiedzin grobów przez ludność, wiec nie szło nigdzie zaparkować. Ojciec ma tam spora grupę osób pochowanych, z racji, że kiedyś za młodu tam mieszkał. Co roku spotykamy tam jego 2 kuzynki bliźniaczki ze swoimi mężami , które odziwo - bez względu na porę stoją co roku, od kilku lat zawsze przy tym samym grobie, bez względu na to kiedy z ojcem przyjedziemy. Kurde jakaś czarna magia czy co??:)
Po powrocie do domu obejrzałem w TV Zieloną mile, film, który dobrze znam, ale lubię do niego wracać. Około godziny 23:40 podjechałem na grób Tasiora. Na szczęście jeszcze nie zamknęli bramy wejściowej na głubczycki cmentarz. Mimo ciemności znalazłem tabliczkę z jego nazwiskiem bez problemu. Po ilości zniczy zauważyłem, że już wielu ludzi dzisiaj przede mną tu było, wiec dołożyłem swojego. Pogadałem trochę, i zauważyłem że ktoś położył mu na grobie Liona, którego za życia bardzo lubił jadać. Około 20 minut po północy na Amfiteatrze Głubczyckim, zastanawiałem się nad sensem życia, a raczej jego wartością. Rezultatów nie przedstawię.
Niedziele od godziny 12 do 18 spędziłem z moją kochaną w moim pokoju, ale o tym to w następnej notce. W każdym razie było cudnie:)
Poniedziałek: Postanowiłem sobie w niedzielny wieczór, że bez dużego sprzętu audio dłużej we Wrocku nie wytrzymam. Zapakowałem wzmacniacz i kilka kabli do plecaka a kolumny & wziąłem do reki & W sumie moje bagaże ważyły ok..43 kg, ale dąłem rade i ostatecznie mam teraz fajne audio. Jak na razie tylko do, kompa, bo resztę sprzętu przywiozę za tydzień? No i mocy mi długo nie zabraknie:)
Cieszę się z powrotu do Wrocławia, jakoś klimat Głubczyc mi nie sprzyja, no i odkryłem, że miałem przez pół życia twarde lóżko, przez to nie mogłem w nocy zasnąć, a tu we Wroc mam taki miękki i duży no i tylko mój:)
Kolejna kwestia: do osób komentujących, którzy posiadają konto na fotoblog:), Jeśli komentujecie u mnie-to tylko jako załogowani, bo co niektórzy maja chęć pokomentować trochę w waszym imieniu. A do owych osób, które to czynią, mam wiadomość prostą: Nie przestraszycie mnie, ani nie zniechęcicie, głupim podszywaniem się pod kogoś i wyzywaniem mnie we wszelaki sposób. Szczerze, mam was gdzieś i to, co robicie, bo i tak tego, co robie niezaprzestane, Będę dodawał foty i pisał noty, jakie będę chciał. Bo to mój fbl, a ja nikogo nie zmuszam do siedzenia na komentowanie.
Buźaczki moja miłości:*:* KOCHAM:*:*