Aaaaargh, patrzcie, jakim jestem złym człowiekiem! Ale najgorsze jest to, że jestem tylko tym, kim jestem dla innych i w gruncie rzeczy nie mam z sobą nic wspólnego. Jak więc mogłabym przez choćby sekundę nie nosić w sobie złości, czy czegoś tam? Ale w porządku, patrzcie sobie na obrazek, a ja... Też sobie będę dalej. Obrazkiem. A może kiedyś się wreszcie ze mnie wyleje i zrobię coś zupełnie przeciwnego z Twoją, Twoją i Twoją *wytyka palcem* oraz Twoją, Twoją i Twoją też, wizją mnie. Nobody expects the Spanish Inquisition! A potem mamroczcie pokątnie: "O Boże, o Boże, przecież ona nigdy taka nie była!". Taaak, zabiłam, bo chciałam zostać członkiem Mrocznego Bractwa, bo dają fajną zbroję i niełamliwy wytrych. I zapłoną stosy, a wraz z nimi wszystkie egzmplarze Obliviona, do czego światli pedago-psycholo-socjolo-cośtam-cośtam-lodzy błogosławione ręce przyłożą, ku chwale dobra, światłości i pokoju. Albowiem odkryli w grze owej, plugawej, znamię Szatana, który młode umysły będące wiotkimi i elastycznymi podstępnie zwabia, wykrzywiając ku sobie. Podstępny bydlak. I to wcale nie będzie moja wina, że jestem kretynką, która nie umie rozmawiać zarówno dlatego, że jest tchórzem, jak i z innej prostej przyczyny: lenistwo! Dawno już odkryłam w sobie iście zabójcze połączenie, najpodlejsze z podłych: tchórzostwo z lenistwem właśnie. Dlatego nie powinnam wzbudzać zaufania do chwili, w której się nie pierdyknę w czaszkę i najnormalniej nie ogarnę, a należałoby. A nie, tylko pretensje i oskarżenia, że co ja komu zrobiłam, by tak mi nie ufać. Jeszcze nic! Jeszcze nie miałam powodu ani okazji! A czekaj na takowe, a sama siebie zadziwisz. Dlatego też nie udowodnię nikomu, że nie jestem jego wizją (jedyną słuszną i prawdziwą, a jakże), a to co mówię niekoniecznie jest tylko urojeniem: "bo lubię i bym chciała, ale jest inaczej". No kurwa, przecież tak nie może być zawsze, a jeśli jest, no to weźta się, taty, po co mam puszczać parę z pyska? Trzeba się ogarnąć. Pierdolić enter, ład, skład, akapity. Mam wrażenie, że jestem nieśmiertelna dlatego, że nie żyję na zewnątrz, nie zużywam życia wcale, tylko wszystko, wszystko tak bardzo kiszę w sobie - no, może nie w tym akurat momencie, bo w końcu się wylewam tutaj o tutaj. Jedyne od czego mogłabym umrzeć to od nadmiaru życia, które przestałoby się wreszcie we mnie mieścić i rozdarłoby na strzępy, wylało się, a może ukazało jakiś nowy, zabawny twór zbudowany ze zmutowanych, zdegenerowanych ludzkich reakcji i zachowań. I tak zdechnie, he he he. Momentami się zastanawiam, czy za swoimi plecami nie przeprowadzam na sobie jakiegoś ponurego eksperymentu. Ciekawe więc, czy jakaś cząstka mnie do końca pozostanie niezmieniona, gotowa ocenić i przedstawić wyniki? Taaak, powinnam się zmienić i w ogóle, ale chyba za bardzo się do siebie przyzwyczaiłam. Wiem, że nie o mnie chodzi, tylko ku szczęściu ludzkości, mimo to nadal potrafię tylko zatrzasnąć się w sobie, nie zaś z siebie wyjść. Niewidzialny człowiek. W gruncie rzeczy to chciałabym być jeszcze bardziej niewidzialna! To chyba nic złego. Jedno z moich ulubionych opowiadań z Doliny Muminków opowiada o niewidzialnym dziecku, Nini. Moim zdaniem jest niezwykle mądre.
Aaa, chciałam wszem i wobec obwieścić, że nie mam się za dziwaka, choć czasem mnie nachodzi wrażenie, że nim jestem, kiedy nie potrafię kogoś pojąć, ale to raczej krótkotrwałe, bo nie przepadam za głębokimi rozmyślaniami, zaraz mnie głowa boli i tak dalej. (Poza tym jestem koszmarnie wręcz wyrozumiała.) Może tylko nie słucham modnej muzyki i nie tapetuję twarzy oraz wiem, co znaczy "lingwistyka", ale to naprawdę nie świadczy o szczególnej niezwykłości. Tak również i to, że "noszę glany, pomarańczową kurtkę i lubię Tiesto", jak stwierdziła koleżanka w gimnazjum jeszcze.;p Pomarańczowa kurtka zresztą iz dead od jakichś czech lat. Może ciekawe wrażenie sprawia to, jak bardzo nie potrafię się w sobie odnaleźć, a zachowywanie się jakoby trup w żaden sposób nie zapewnia o moim spokoju, a często wręcz przeciwnie. Jestem sobie takim zapuszczonym ogrodem, ino nie wiem, czy traktować go maczetą, czy delikatnie ład i skład zaprowadzać. Z roślinami często jest tak, że w ten drugi sposób się nie da, ale prawdę mówiąc nie dosłownie o rośliny tu chodzi. Mimo mojego bezruchu i bierności, mchem i hubą nie porosłam. Bluszcz się na mnie nie zawinął. Ok, jestem jemioł. Tyle o roślinach. A nie, jeszcze - lubię huby i kiedyś je zbierałam, różne, kwadratowe i podłużne. Ale najfajniejsze to oczywiście te wielgachne. Jak z Dziadziusiem chodziłam do lasu, bo on umie łazić po lesie i włóczyć się po krzakach, a nigdy nie musiałam z nim iść równo po ścieżce, zawsze tą samą trasą, uciekać przed burzą, deszczem, nie szurać w liściach i błagać o wybaczenie jak wdepłam we błocko albo we kałużę albo we kupę. Tak, z Dziadziusiem byliśmy prawdziwymi traperami i dzielnymi leśnymi ludźmi! To było dawno, a teraz już się tak by nie dało choćby nie wiem co, bo pewnie byśmy nie szukali chatki Baby Jagi, ino musieli porozmawiać jak dorosły człowiek z dorosłym człowiekiem. To trochę smutne, bo wcale nie jestem dorosła. Ale mnie nikt nie słucha.
Poza tym jest zajebiście, bo Maciuś przyjeżdża zaraz, a ja jak zwykle zaczynam od końca i najważniejsze informacje nadaję bo stercie pierdolenia. Więc: nie poza tym, a przede wszystkim. Zostało tak mało czasu do przybycia, że pory dnia polegają głównie na smęceniu, biadoleniu, rozpaczaniu, wściekaniu się - co w moim wykonaniu wygląda tak, że milczę. Również kiedy rozpuszczam się ze szczęścia i wzruszenia milczę. WIEM, że to irytujące, nie wiem, czy można w sobie zmienić sposoby reagowania na silne emocje. Pewnie można grać, ale też nie jestem pewna, czy tego właśnie się ode mnie oczekuje.
A 29 jedziemy do Katowic i to będzie strasznie fajne, bo będziemy jechać pociągiem. Właśnie dlatego.
"Śmiem czynić wszystko, co uczyni człowiek; kto może więcej, nie jest nim."
Nigdy nie uczyniłam więcej, niż potrafi uczynić człowiek. Jestem więc normalna, jeśli przyjmiemy, że człowieczeństwo to normalność.
Choć w sumie czasem mnie przerasta.
Dokonania ludzkie.
Kot też czyta, więc fakt, że ja to robię, nie powinien nikogo dziwić. A jednak.
Przypomniało mi się, że kiedyś Alegoria komentował(a) tenże blog - Alegoria, jesteś moją mamą?
Interesująca sprawa, zlokalizowana dzięki fejsbuczkowi i "lubię to" w profilu Petera Gabriela. W sumie chyba mnie nie powaliło na łopatki, ale dosyć fajne, a głowa tego Pana fajna zupełnie, więc.
A to GENIUSZ.