Jakoś ostatnio zaczynają mi się we łbie tworzyć różne rzeczy, tak jak na przykład na matematyce tenże oto kanalYzer. To znaczy na matmie powstał ołówkowy, ale narysowany w paincie jest niezgorszy, z czegom rada!
Przyszłam dziś do szkoły na historię. I na matematykę i chemię. A tu obwieszczenie: schodzicie na dół, nie ma matmy, kręcą filma. No wolne żarty, w pocie czoła spisywałam nawet pracę domową, tymczasem: sru. Koniec. Poszłam więc do domu i, serio, jestem średnio pocieszona. W dodatku jutro wycieczka, a ja nie wiem co, gdzie, kiedy, o której i w ogóle. Liczę, że gdy gawiedź szkolna powróci już do domostw, uda mi się kogo dorwać, przycisnąć i wydobyć tę ważną bądź co bądź informację.
Wracając ze szkoły z innej perspektywy łypnęłam na blok mój. Prezentuje się jak jakieś posępne dworzyszcze, taki niepomalowany, a tylko z tym styropianem upaćkanym szarą masą, nie wiem jak to się nazywa w slangu zawodowców i profesjonalistów budujących i malujących. Taki już chyba zostanie, ten blok, bo kretyńscy zarządcy jakiejś tam mieszkaniowej wspólnoty nie mieli ani grosza, coby uczciwie wykonującym powierzoną pracę panom wynagrodzić. Co się okazało, gdy połowę albo i więcej wykonali. Toteż zwinęli manatki, śmieci pozbierali i tyle ich widziano tutaj o tutaj.
Idę stąd... Czytam "Kolor magii" i jest to ze wszech miar prawe zajęcie.
Może w przyszłości znów zacznę coś pisać. Pragnęłabym, tylko że nie wiem co bym miała. Ale uaktualniłam Zeszyt z Alicją, to już coś...
Aha. Ludzie są głupi. Tak sobie myślałam, jakie to kretyńskie, nie popierać i nie akceptować czyjegoś istnienia tylko dlatego, że, dajmy na to, nie ma tego samego co wszyscy. Nie tapetując ryja i nie przyodziewając takich śmiesznych, kolorowych sweterków i joł-bluz, można stać się istną enigmą i przysporzyć motłochowi ("motłoch. śmieci!") nie lada powodu do rozkminy.
No i dobrze, niech myślą.
Będzie wypadek.
Aaaa! Tak w ogóle to bardzo się cieszę, że wreszcie udało się mi i Zuzi spełnić przynajmniej jeden z naszych wspólnych celów i pragnień! Otóż nawiedziłam Zufiannę we stolycy, tamże zaprowadziła mnie do swej szkoły jakże różniącej się od innych placówek znanych (haniebne to moim zdaniem) pod taką samą nazwą.
Było śmiesznie. Przepraszam Dorotę, że tyle gadałam, a jej w końcu nie kupiłam tych papierosów (ale palenie jest złeee!!! nienawidzę paleniaaaa!!! i kilku innych rzeczy). Ale co tam, były czipsy, spleśniały ser i bułka oraz soczek!
Utwierdziłam się też w przekonaniu, że jednak jestem leśnym ludziem i w mnieście tak słusznych rozmiarów bym mnieszkać nie mogła. Straszny młyn, hałas i powietrze jest suche i śmierdzi oraz kisi się między podłogą a warstwą chmur. W dodatku wszystko warczy, hurgocze, jazgocze i rusza się, a co gorsza stanowi zagrożenie. Taka już jestem, że się boję zagrożeń.
Oczywiście niby o tym wszystkim wiedziałam, ale przypomnienie sobie w praktyce, i to kiedy człek niewyspany oraz ze łbem bolącym, to rzecz zgoła inna.
Ja nie wiem co będzie jak już się do tego Ośło rzeczywiście wybierzemy.
Boję się coraz bardziej, choć to kwestia tak nieprawdopodobnie odległa i nierzeczywista, że może nie ma czego? A może rzeczywiście raczej lepiej by było w Anglię i Tatuna uderzać?
Chciałabym, żeby ktoś mądrzejszy za mnie pożył.
Oczywiście gdy się nadgorliwcy wpierdalają ze swoim doświadczeniem i dobrymi radami to w szał dziki wpędza, nie mówiąc już o takim złym zniewalaniu i możliwości podejmowania wyborów pozbawianiu, ale no... Żeby tak inaczej... Mogłabym na przykład przestać istnieć, a ktoś cudowny, mądry, inteligentny, sprytny i wogle i w szczegle zająłby moją odrażającą wywłokę. O, i o nią też by umiał zadbać, a nie tylko zagłada, zniszczenie i tak dalej.
Ino jak.