'' Zwierzęta boją się tylko tyle, ile trzeba - dopóty, dopóki istnieje bezpośrednie zagrożenie. Człowiek boi się zawsze. Jego lęk jest zakodowany nie tylko w podświadomości, ale i w pamięci. " - Władysław Grzeszczyk
A my boimy się słusznie i niesłusznie. Czasem bardziej, czasem mniej. Mając powody, bądź też zupełnie bez przyczyny. Zwróćmy jednak uwagę na podstawową różnicę między strachem, a lękiem - bo moim zdaniem mylnie utożsamiamy ze sobą te dwa pojęcia. Strach bowiem często jest tylko chwilowy. Pojawia się, na skutek jakiegoś bodźca i znika, wraz z końcem zaistniałej sytuacji. Lęk natomiast jest uczuciem głębszym. A może i nawet nie ''uczuciem'', tylko ''stanem'' naszego wnętrza. Można go porównać do przewlekłej choroby, która w którymś momencie naszego życia ma swój początek (czasem trudno ten początek wychwycić ) , a później już tylko atakuje. Ataki, momenty bezobjawowe i kolejne nawroty ataków.
Każdy człowiek inaczej odbiera swoje lęki. Jedni potrafią odnaleźć ich przyczynę i uporać się z nimi, inni bezskutecznie się starają, a pozostali poddają się z braku siły i motywacji. Powinniśmy mieć świadomość, że w zdecydowanej większości przypadków, korzeni naszych lęków musimy szukać w odległej przeszłości. Mam tutaj oczywiście na myśli nasze dzieciństwo. Wiele osób pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że często to nasi rodzice ''wszczepiają'' w nas strach i budują uprzedzenia, które są podstawą naszych póżniejszych lęków. Rodzice oczywiście nie są tego świadomi. Wszystko co robią, powodowane jest miłością do dziecka i nadmierną troską. Nadmierną. Zdecydowanie nadmierną...
Ile razy usłyszeliśmy ''nie biegaj, bo się przewrócisz!'' , ''nie wchodź w błoto, bo się ubrudzisz!'' , ''nie spoć się, bo sie przeziębisz!'' , ''nie podskakuj, bo skręcisz noge!''. Moim zdaniem z każdej z powyższych wypowiedzi bije zdecydowana przesada. Rozumiem '' nie wychodź na ulicę, bo potrąci Cię auto!'' - tak, to jak najbardziej. Ale ''nie biegaj, bo się przewrócisz!'' brzmi conajmniej jak ''nie jedz, bo się zakrztusisz!''. A niechby sobie smyk pobiegał! I co? Ubawi się z całej siły, nacieszy się dzieciństwem, a w najgorszym z możliwych przypadków fiknie kozła i stłucze sobie kolano - a wtedy już na 100 % będzie wiedział, czym grozi takie bieganie. Nauka na błędach to najskuteczniejszy wymiar edukacji. Rodzice niestety tego nie rozumieją - i pewnie nigdy nie zrozumieją.
A ja czuję się pokrzywdzona. Powyższe zdania są tak naprawdę ''małym pikusiem'' w porównaniu z tym, czego ja nasłuchałam się w dzieciństwie. To, że miałam nie biegać, nie skakać, nie spocić się - jakoś bym przetrawiła. Ale ja do tego nie mogłam głaskac zwierzaków (bo ugryzą i zarażę się wścieklizną), jeść czipsów i pić coli (bo zawierają konserwanty i sztuczne barwniki), częstować się tym, co dają koledzy (bo nie znam terminu przydatności), popijać kanapek wodą (bo dostanę zatrucia) i najlepiej w ogóle nie pić zimnej wody bo z pewnością zachoruje na gardło. A najgorzej było słuchać ''nie wsiadaj na konia, bo spadniesz, złamiesz sobie kręgosłup i będziesz kaleką do końca życia!''. To zdanie odcisnęło największe piętno na moim dalszym życiu. ''Koń zrobi krzywdę. Kopnie, nadepnie, zrzuci...''. Nie ważne było ile da radości i jak ukształtuje mój charakter obcowanie z tymi zwierzętami. I tak przez długie lata. Za każdym razem kiedy wybieram sie do stajni, słyszę ''będziesz kaleką do końca życia!''. Mama, babcia, dziadek...cała rodzina dobrze mi życzy.
Oczywiście olewam, nie słucham, macham ręką. Jasne. Ale te słowa mszczą się na mnie w najmniej odpowiednich momentach. Póki koń jest posłuszny i nie stwarza problemów - wtedy jest tak, jak być powinno. Ale jeśli zdarzy mu się wpaść w chwilowy amok, zbuntować się, szarżować.....wtedy przypominam sobie, że ''Kopnie, zrzuci , będę kaleką do końca życia...''. I wcale nie chcę tego słuchać! Ani troche w to nie wierzę ! Ale ręce zaczynają mi się trząść, robi mi się słabo, lęk spina moje mięśnie i zwyczajnie chce mi się płakać. Bo wiem doskonale, że tchórzę i histeryzuję. Wobec konia muszę być w takim momencie stanowcza, a ja spinam się i mięknę. Gdybyś to zobaczył, powiedziałbyś ''nie radzisz sobie z koniem''. Ale nigdy nie zrozumiesz, jak bardzo staram się jakoś sobie radzić. I nigdy nie zrozumiesz, jak bardzo lęk potrafi hamowac - nawet najodważniejszego człowieka. NIGDY tego nie zrozumiesz.
Chyba że Twoi rodzice również wmawiają Ci, że każde wyjście z domu napewno skończy się utratą życia bądź kalectwem, na skutek jakiegoś okropnego wypadku...