myslalam, ze z czasem będzie lepiej, ze gdzies te etapy "tego gorszego czasu" rozplanowalam, ale chyba nie do konca jest tak jak przewidzialam. sadzilam, ze po tej mojej cichutkiej zalobie przyjdzie gdzieś ta stabilizacja i akceptacja. tymczasem coraz gorzej jest mi utrzymac emocje na wodzy. odczywam coraz wieksze braki.. to chyba nazywa się tęsknota..rozni sie to od tych wcześniejszych..jest jakas taka w chuj silna. gdzies tam dociera do mnie to wszystko. nocne koszmary.. to byl straszny sen. tak bardzo mnie to uderzylo, ze az nie potrafie tego opisać..moze gdzies w wordzie na opcji "plik ukryty" wyleje to z siebie. przechodząc do sedna.. ja pierdole.. no tęsknię, po prostu tęsknię.. nie mam juz na to zwyczajnie sily.. najgorsze jest to, ze nie potrafię znalezc na to wszystko zlotego środku. wiem, ze z czasem będzie lepiej, ale ile musi go upłynąć? ile dni jeszcze musze przetrwac, czuje. ze zbliza sie granica, nie znam dnia i godziny kiedy po prostu pekne.