nie wiem w czym jest problem. nie potrafię? nie chce? nie umiem? tak łatwo jest wstac, zjeść śniadanie, isc do pracy, wypic drinka, potańczyć, posluchac muzyki, zdążyć na pociąg. nie mam z tym problemu..zyc tak jak zylam wcześniej, robic wszystko co wcześniej, smiac się jak wcześniej czy nawet przesolic kanapke jak wcześniej. dlaczego nic sie nie zmienilo? przecież jest mi tak trudno. mimo to jakims cudem nic nie zaniedbalam.. w głowie wciąż jedno i to samo wydarzenie, ale nic nie zniszczylam. serce w kawalkach, ale dalej bije. oczy zaszklone, ale dalej widza. brak tylko cieplej kulki pod kołdrą, podrapanej nogi i siersci na ulubionej czarnej koszulce.. tylko, albo i az. mimo to.. gdzies w tym codziennym zyciu chyba dalej prowadze czerwoną smycz..albo tylko trzymam, a tak naprawdę jestem prowadzona. prowadzona w ten sposob aby w zadnej codziennej czynności nic sie nie zmienilo..bo mimo, ze nie ma jej obok, to dalej mam w sobie odcisnieta ta moją ukochana lapke. jesli raz coś pokochamy to na zawsze jest juz nasze. tak, chyba to mi tak pomaga. dzięki temu jestem dalej jaka bylam. dziękuję..