Serio? Już luty? i to prawie 14 luty, sralentynki.
jutro tłusty czwartek. uczczę go tłustymi włosami!
piątek trzynastego
później walentynki - tak, też ide na Greya! -> https://www.youtube.com/watch?v=kGYAI88HbS8
właściwie powinnam się uczyć, ale wzięło mnie na życiowe rozkminki.
wreszcie lub znowu.* jak kto woli.
*niepotrzebne skreślić
powinnam się uczyć na rynki. powinnam się uczyć na ekonometrię. bo to przejebane przedmioty. najgorsze. 2 ostatnie i po sesji! a po co mi znów awans?
powinnam częściej kremować ręce, bo susza jak jasny szlag.
powinnam zadbać o stopy, bo (nie daj boże) zamorduje nimi kiedyś mojego chłopaka pod kołdrą?
powinnam ćwiczyć, bo figura nie taka jak kiedyś, bo mi sie tam przytyło w wakacje (ale mi sie schudło). ale dupa mówi, że grawitacja już troche działa i te uda tak chłoną komórki tłuszczu z otoczenia, ja nie wiem... a swojemu trzeba się przypodobać, bo jak te koronkowe stringi na dupe założe to będzie Katastrophen...
powinnam być systematyczna, bo zginę jak ciotka w Czechach... oh wait, systematyczna w tak niesystematycznym życiu? tzn. nic nie jest constans, tu studia, tam praca, nie ma stałej pory, określonych dni i w ogóle
powinnam częściej gotować i zabierać ze sobą jedzenie do pracy, bo pół wypłaty przepierdole na kupne jedzonko.
(a propos wypłaty) powinnam być bardziej oszczędna, mieć pieniążki na zaś. ale gdzie tam, tu promocja, tu coś sie na mnie patrzy, czemu mam sobie odmówić? przecież i tak nie odłoże?
powinnam być lepszą dziewczyną. myśleć rozumieć analizować. a tu nic nie dociera do tego pustego łba. a lady of ice in a desert zone.
powinnam wstawać wcześnie rano i nie przesiadywać po nocy (jest 1:27, hyhyhy)
powinnam mieć odwyk od internetu bo jest kurwa mym uzależnieniem. fuck fuck fuck. jestem taka zła :(
powinnam się przestać spóźniać - wszędzie. o tak, przez 2 miesiące udawało mi się nie spóźniać do pracy. a później... bo wycieraczka mi spadła i 10 minut użerałam się z jej założeniem... bo biegłam do autobusu i w sumie to bym do niego dobiegla, ale byłam zmęczona już wcześniejszym biegnięciem... bo pociąg, szlaban, a ochroniarz nie chciał mnie wpuścić na górny parking. fuck fuck fuck.
powinnam mieć porządek w pokoju, dorosła dziewczyna a taki burdel (nie, to nie są słowa mamy - to słowa chłopaka)
teoretycznie porządki powinny zająć mi jakieś 15 min, ale zamiast tego siedze pod kołdrą ,z laptopem, obok mnie góra ciuchów zmieszana z plikiem papierów, zeszytów. ostatnio znalazłam w łóżku dwie łyżeczki, hmm....
cóż za beznadzieja
oh jak ja duuuużo powinnam
chciałabym się odgruzować. wyrzucić biurko, wyrzucić te wszzystkie niepotrzebne śmieci. chciałabym taką lekką ręką pozbyć się tych ciuchów, które leżą w szafie, a w nich nie chodzę. a przy kolejnym sprzątaniu znów stwierdzę - e, pasuje, może kiedyś ubiorę.
uhh, chciałabym iść na impreze, ale nie, bo jak on jest to ja pracuje, a jak jego nie ma to ja moge iść na impreze. a po co mam iść sama? mam chłopaka.
kurde, jaka wena. czekałam na taką od kilku lat chyba!