Bywają tak drastyczne bale, że czasami nawet królowa wychodzi z nich przed czasem.
Jednak ten był inny. Stukot obcasów był bardziej chlupotem w tej krwi, która wszyscy znali i płynęła po ścianach. Tron był nudny, chłodny i bardzo daleki od tego tańca zapomnienia.
Aż na sali pojawił się nieproszony gość. Brakowało go od początku i nikt o tym nie wiedział. Od zawsze brakowało jego.
Pokonywał trasę jakby sala była pusta. Prosta linia w stronę tronu. Dawno nikt nie pokonywał takiej drogi. Ostatnio Woland, zanim ustąpił miejsca na tronie.
Odpalił świecę tuż przy rąbku spódnicy królowej.
- Jesteś odważny czy głupi?
- Jak na lodową królową skąpaną w krwi masz bardzo żywe oczy.
- Głupi.
- Podobny Tobie.
Stanął przy niej i spojrzał na salę.
- Pamiętasz jak pierwszy raz wkroczyłaś tutaj? Tańczyłaś?
- Bezczelny.
- Wolę określenie "ujmujący".
Wyciągnął dłoń w jej stronę.
Tak, był podobny. Choć miał zdecydowanie źle dobrany płaszcz, gdy z wychodził z królową z balu.