Mega tu cicho. Strasznie tu pusto. Niewiarygodnie tu spokojnie.
Nie wierzę, że to robię, ale zawsze będę mieć sentyment do tego miejsca.
(wykupiłam pro i przeglądam właśnie swoje wszystkie wpisy, od samego początku)
Moje pierwsze kilkaset moich publikacji zdecydowanie przyprawiają mnie o ścisk żenady gdzieś w samym środku mojego ciała, ale równocześnie wzbudzają we mnie pewnego rodzaju... nie wiem, podziw? Kim była ta Betina z 2011 roku, która w swoich codziennych wpisach nie wprowadzała praktycznie żadnej cenzury, sypała nazwiskami i ostatnią rzeczą, o której by pomyślała, było to, co pomyślą o tym inni. Teraz już pamiętam mój mindset w tamtych czasach i jakieś takie dziwne i bezpodstawne poczucie, że przecież nie przeczyta tego nikt, to jest moja safe space i jak ci się nie podoba, że piszę o tobie, że jesteś zjebany/zjebana, to masz problem i najlepiej wyjdź. Oczywiście wobec moich "bliskich" byłam zawsze tym, czym obecnie jestem nawet dla obcych - czyli zwykłym people pleaserem.
Doceniam rozwój, jaki potrafi poczynić człowiek wraz z upływem czasu, ale teraz dostrzegam jeszcze wyraźniej bilans zysków i strat wraz z biegiem lat. Jestem pewna, że 14/15/16 a nawet 23-letnia Betina znalazłaby parę cech i osiągnięć Betiny z 2024 roku, których by jej zazdrościła, ale patrzę teraz z perspektywy 27-letniej kobiety przeglądającej relację z życia 14-letniej typiarki, dla której wychodzenie do szkoły było czymś przyjemnym, która miała mnóstwo pasji i pomysłów na spędzanie wolnego czasu, która mimo, że dopiero szukała siebie, miała poczucie, że dokładnie wie, kim jest i co się z tym wiąże.
A mój poprzedni wpis (najnowszy zaraz po tym) chyba wymaga sprostowania, bo był dosyć naiwny. Na przestrzenii lat poprawiało mi się co jakiś czas, ale mimo to przy którymś epizodzie depresyjnym, pogodziłam się z tym, że tak już będzie wyglądać moje życie. Są okresy, kiedy te moje "wady, słabe strony i złe decyzje" wcale nie są łatwiejsze do przełknięcia. Jestem tym typem człowieka, który przeżywa, pamięta, przetwarza, powtarza i niestety z biegem lat jest coraz ciężej z tym walczyć i to zmienić. Nadal mam problemy w relacji ze sobą i swoim ciałem. Nadal jestem swoim największym krytykiem i nadal jestem uzależniona od negatywnej mowy wewnętrznej i dowalania samej sobie. Nadal jestem swoim największym wrogiem i sabotażystą. W zasadzie ostatnie lata to więcej epizodów depresyjnych, niż remisji. Cały czas staram się dążyć do tego, by jeszcze kiedyś poczuć bezwarunkowy wewnętrzny spokój i szczęście, ale póki co, wychodzi średnio.
Wyszłam mega z wprawy, jeśli chodzi o pisanie rzeczy, które potencjalnie ktoś przeczyta, ale cieszę się, że znowu tutaj trafiłam, bo w tym momencie życia, chyba tego potrzebowałam.
Trzymaj(cie) się!
Beti
fota Ola S