wróciłam tu w poszukiwaniu sentencji takich, jak ta powyżej do uzupełnienia moich przyszłych prac i po przejrzeniu sporej ilości moich wpisów, poczułam potrzebę wytłumaczenia się, określenia mojego stanu, zameldowania się w miejscu, w którym obecnie jestem. moje dawne wpisy, wydają mi się teraz bardzo odległe, choć nie zmienia to faktu, że cały czas potrafię przywołać w sobie wspomnienia mojego tragicznego samopoczucia, tego, w jaki sposób o sobie myślałam i ogromnej siły, z jaką siebie nienawidziłam. muszę przyznać, że mój stan psychiczny uległ znacznej poprawie. nie znaczy to, że jestem zdrowa. nie znaczy to oczywiście, że jestem w pełni szczęśliwym człowiekiem czy też szczęśliwym człowiekiem w ogóle, ale przynajmniej nie jestem już tak nieszczęśliwa, jak potrafiłam być jakiś czas temu. jestem na etapie uczenia się niebycia wobec samej siebie aż tak krytyczną, chociaż muszę przyznać, że jest to najcięższa rzecz, z jaką kiedykolwiek przyszło mi się zmierzyć. moja emocjonalność nadal jest rozchwiana, wciąż często zachowuję się nieracjonalnie, ale dochodzę do wniosku, że to bardziej kwestie mojej osobowości i charakteru, a nie samych zaburzeń. nie chcę zapeszać w żaden sposób, ale mam przeczucie, że jestem na dobrej drodze do czegoś fajnego, stabilnego. still oczywiście popełniam mnóstwo błędów, uprawiam interwały nieodpowiedzialnych decyzji, ale najpiękniejsze jest to, że wyrzuty sumienia, jakie odczuwam, są milion razy bardziej znośne niż te sprzed kilku/kilkunastu miesięcy. lepiej znoszę swoje wady, słabe strony, źle podjęte decyzje i to chyba jest najważniejsze w mojej obecnej terapii życia.