Z pozytywów ostatniego miesiąca, mogę jedynie powiedzieć, że aparat mam znowu sprawny... ale w gruncie rzeczy co z tego, skoro akumulatorki są do bani??
Za oknem, jak co roku, znów to małe, pierdolone białe gówno. No jasna cholera!! Jak już zaczyna padać, to niech spadnie tak, żebym brodziła w śniegu, a nie po kostki w wodzie!!
Kolejną pozytywną rzeczą (coprawda, to już raczej pozytywny aspekt przyszłego miesiąca) jest to, że nareszcie, pod moje własne, prywatne skrzydła, trafi mała kicia. Wreszcie będę mogła powiedzieć, że zwierzak jest MÓJ.
Będę "kocią mamą", a nie "kocią nianią". Taka mała, futrzaska iskierka szczęścia.
Trochę się uspokoiłam... jakoś powoli dociera do mnie fakt, że szczęśliwa to ja raczej nie będę i czysto TEORETYCZNIE zaczynam to akceptować.
"Jak się kogoś kocha, to trzeba mu pozwolić być szczęśliwym i 'pójść wolno' ".
Najwyraźniej szczęście osoby, dla której oddałabym serducho nie jest zależne ode mnie. Muszę nauczyć się z tym żyć...
"So, Im Nothing.
You Took Something From Me, Now You've Dissapeared.
You're Right Where I Want You.
You Said You Wanted It, Alright.
No! Its Not Alright..."
Czekam na moją "cicię"...