Jestem w ślepej uliczce otoczona wielkim murem... Jedyną drogę ucieczki zastawiły mi wilki.
Ostatnio miałam wspomnieć że wypłynęłam na powierzchnię, ale jakoś zabrakło mi na to czasu. Tak ktoś boleśnie próbował wyrwać mnie z tego oceanu uczuć rozkruszając skrzela. Bardzo mi przykro, bo okazało się, że jestem teraz na lądzie a nie tam gdzie moje miejsce... Tym niekończącym się oceanem, którego kocham i nienawidzę jednocześnie; dławię się wciąż nie mogąc przestać. Stoję na lądzie pomiędzy światami. Pomiędzy moją rzeczywistością, nadzieją, światem który zostawiłam i do którego nie potrafię już wrócić. Do wolnego nieba... A tą pełną niedocenianego poświęcenia karykaturą bliskości.
Nienawidzę mnie wszystkie te ukochane rybki oszołomione przez wilki które łypią na mnie krzywo.
Bardzo mi przykro Kochana, jak widzisz nie mam takiej mocy jaką obie myślałyśmy, że mam.
Bardzo szczerze:
"Czasami coś w nas umiera i nie chce zmartwychwstać.
Umarło to co umrzeć powinno." - kiedyś tak pisałam o Louisie. Było to jedyne moje kłamstwo, bo Louis nie umarł. I nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się go zabić. Niestety. Cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.
Czekam aż ktoś z góry wyciągnie do mnie rękę. Bardzo naiwnie. Przez to wszystko zapomniałam o moim Mistrzu, Aniele, Demonie, Wolności, Modlitwie, Legendzie, Harmonii i Miłości. O wszystkim w co do tej pory wierzyłam. O czym nie masz pojęcia.
Nie mam najmniejszej ochoty na taniec z wilkami, ale chyba nic innego mi nie pozostało. Zanurzam się więc biorąc ostatni oddech.
Kłamią niewolnicy, wolni mówią prawdę.