Dzisiaj zmusiłam sie do wstania o godzinie 11, żeby skorzystać z wolnej pierwszej połowy dnia i ładnej pogody i pójść na plażę. Wzięłam prysznic, ubrałam się, zjadłam śniadanie i ponownie położyłam się do łóżka.
Oto ja. Nic mi się nie chce. Michał zawsze mi mówił, że nic mi się nie chce przez jaranie. Teraz wiem, że to nieprawda. Jak się jest nudną osobą bez pasji i zainteresowań, to nie rozchodzi się o jaranie czy niejaranie tylko o to, że po prostu nie mam pomysłów na siebie. Nie mam palenia i jest tak samo bezproduktywnie albo i gorzej. A lata lecą. Życie ucieka. A ja ciągle leżę.
Zaczyna mnie załamywac monotonia tego miejsca, nawet mimo tego, że miesiąc temu byłam na dwa tygodnie w Polsce. Chciałam napisać notkę o tych wszystkich kwaśnych rzeczach, które mnie tam spotkały, o tej całej śmiesznej Dharmie i o moim byłym chłopaku, ale znowu się powstrzymałam. Byłyby to wpisy pełne żalu i kpin, więc chyba lepiej czasem się zamknąć, niż wywlekac na świtło internetu nazwiska wszystkich durniów z odpowiednim uzasadnieniem. W końcu to ja wpuściłam durniów do mojego życia, nie pierwszy raz zresztą i nie pierwszy raz tego pożalowałam. Może kiedyś zacznę wyciągać wnioski i uczyć się na błędach i nauczę się przeprowadzać dokładną selekcję ludzi, którymi się otaczam.
Teraz zaczyna się Woodstock i będzie to pierwszy od dziesięciu lat Woodstock na którym mnie nie ma. Coś za coś. Woodstock jest wspaniałym wydarzeniem na mapie mojego życia, a w tym roku zrezygnowałam z niego po raz pierwszy na rzecz pracy. To przełom. Dotychczas mówiłam, że żadna praca nie jest w stanie przeszkodzić mi w uczestnictwie w najpiekniejszym festiwalu świata, ale prawda jest taka, że nigdy nie miałam takiej pracy jaką mam teraz. Do tej pory znajome było uczucie zarabiania jakichś marnych pieniążków na styk starczających (albo i nie :P ) na rozrywki typu melanż i przeżycie. Wiązało się z tym jakieś takie przytłumione wewnętrzne rozgoryczenie, że jestem tym co mam, a nie stać mnie na nic większego, że nie mogę do końca robić tego co bym chciala, ale gdybym tylko miała więcej kasy...
No i własnie. Dotarłam do momentu, w którym mam więcej pieniędzy niż kiedykolwiek. Co tydzień dostaje wypłaty i co tydzien jestem zaskoczona, że to już ten dzień. Nie mam co robić z tymi pieniędzmi, jak nie ma marichuany do kupienia. A nie ma. Jednocześnie jeszcze bardziej straciłam chęci na robienie czegokolwiek. Wybrałam samotne słuchanie transów na plaży zamiast Woodstocku bo nie mam wystarczająco dużo wolnego, żeby to pogodzić. Chyba było mi to potrzebne, bo teraz już wiem, gdzie popelniłam życiowy błąd i gdzie zboczyłam ze ścieżki. Dharma mi to uświadomiła.
Pracuję 6 dni w tygodniu. Nie chodze na zakupy. Na imprezy też nie, bo przy imprezach, które miałam okazję przeżyć Guernsey nie oferuje nic co mogłoby mnie zaciekawić :P . Czasem wyjdę z kims napić sie alkoholu, ale to też mi się już tak nudzi, ze wolę nie wychodzić. Pięć razy zaczynałam czytać Wiedźmina i za każdym razem od razu śpie. Nawet się juz nie maluję, bo nie mam po co.
Zajrzałam kilka razy na Tindera, ale to nie dla mnie. Myślałam, że może w ten sposób kogoś poznam. I mam tu na myśli coś wartościowego, jakąś ciekawą osobę, której obecność natchnełaby mnie do życia skoro praca, ksiązki, filmy ani alkohol nie pomagają. Przeciez są małżeństwa, które poznały się na Tinderze itp :P. Niestety, tak jak plotki głosiły ludzie na Tinderze szukają sobie sekspartnerów najlepiej na teraz. Może gdybym byla mniej atrakcyjna to narzędzie byloby spoko. Rozumiem zamysł i rozumiem ludzi, którzy korzystają. Ja nie potrzebuje źródła dodatkowych napalonych fanów. W moim otoczeniu jest wystarczająco dużo kolesi, którzy chcą mnie przelecieć, żebym miała jeszcze sobie dodawać takowych przez jakąs śmieszną aplikacje.
Po rozczarowaniu Tinderem zmieniłam trochę taktykę i spróbowałam robić fajne rzeczy sama ze sobą. W mój ostatni wolny dzień który był dość ponury i deszczowy wymyśliłam, że pójdę na randkę sama ze soba. Tak zawsze robił mój ex Tomek i był szczęśliwy :D. Bo widzicie, znaleźć typa który mnie puknie jest mega łatwo, myślę że znalazłoby się nawet kilku dziennie. Ale namówić kogos, żeby poszedł ze mną na kolacje do restauracji czyli to co lubie najbardziej to już zahacza o niemożliwość. Zatem odstawiłam się jak szprycha, ubrałam moje ulubione złote buty i zrobiłam porządny makeup z calkowitym konturowaniem twarzy, co zajmuje z godzine po czym wyruszyłam sama do restauracji, żeby wydac troche pieniedzy na to co lubie najbardziej czyli na KONSUMPCJE PYSZNEGO JEDZENIA. Wybralam jedna z lepszych restauracji w Guernsey, oczywiscie z widokiem na morze, dostałam stolik jednoosobowy, wszyscy się na mnie gapili, a ja sobie dogadzałam przystawką, mainem i deserem, popiłam winem, które kelner zaserwowal mi sam z siebie i nie doliczyl go nie wiedziec czemu do rachunku. Była to nieziemska uczta!!!!! Chyba nigdy na takiej nie byłam xD Cudownie było w końcu zjeść coś super dobrego, co zawsze oglądam w pracy tylko na talerzach, które noszę.
Na przeciwko mojego stolika był bar, a przy barze siedziało dwóch facetów około czterdziestki. Musieli wyjść chwilę przede mną, bo jak opuściłam restauracje to zobaczyłam że idą gdzieś tak z 600 metrow przede mną. Zmartwilam sie przez chwilę, że może to wyglądać tak jakbym ich śledziła, a szliśmy tylko w tym samym kierunku, ja na postój taksówek, oni nie wiem gdzie. Nagle zniknęli mi z oczu i okazało sie, że przystanęli za rogiem, żeby na mnie zaczekać i zaprosić mnie na drinka. Byli lekko wstawieni, ale zrobili na mnie sympatyczne wrażenie. Skończyło się rundką po chyba pięciu najfajniejszych wg nich lokalach w Guernsey. Oboje są tutejsi, więc wszystko znali. Wiedzieli gdzie wypijemy najlepsze Raspberry Cosmo, a gdzie warto iść na Porn Star Martini i postanowili przekazac mi tę wiedzę. Jak na tutejszych ludzi w średnim wieku przystało - oboje mają jachty. Do kogoś musza nalezec te setki jachtów stojących w St. Peter's Port :) Zawsze jak na nie patrze to tak sobie marze, że jak kiedys będe very rich to tez sobie kupię. Jachty i łódki służą im do pływania pomiędzy wszystkimi wyspami Kanału La Manche. Guernsey nie jest osamotnioną wyspą, obok mnie sa jeszcze Jersey, Sark, Herm, Alderney i może jeszcze jakies o ktorych nie slyszałam. Do Francji jachtem płynie sie 2 godziny. A korzyści z poznawania właścicieli pojazdów wodnych są takie, że jestesmy już umówieni na wycieczkę w sobotę i mamy dokładny plan! Na pierwsza turę zwiedzania wybrałam wyspę Sark, na której zjemy lunch, a na kolację popłyniemy na Herm. W niedalekiej przyszłości jak załatwię sobię trochę więcej wolnego w tygodniu niż jeden dzień nic nie stoi na przeszkodzie, żeby popłynąć do Fracji. Północna Francja to jest to. Kiedyś tam bylam. Jak bylam w eurotripie 7 lat temu, zresztą tu w archiwum fotobloga powinny byc nawet notki z tamtego okresu. Bardzo mi się podobała północna Francja. Zresztą nie tylko północna, a ogólnie Francja. Z chęcią się tam jeszcze wybiorę. A póki co uszczęśliwiło mnie to spotkanie. Sprawilo, że znowu na coś czekam. Wcześniej czekałam na wyjazd do Polski, a po powrocie na wyspę zmagałam się z tym, że nie mam absolutnie żadnego planu, bo jestem sama, a fajnie byloby miec kogoś obok, tylko nie byle kogo, a jakąś naprawde bliską osobę. Poniewaz jednak wszystkie bliskie osoby znikają z mojego życia tak samo szybko jak się pojawiają minie jeszcze trochę czasu, zanim nawiążę jakąs prawdziwą i głęboką relację z kimkolwiek na dłużej. Narazie musze zadowolić się takimi chwilowymi lajtowymi znajomościami, które mam i starać się znaleźć trochę przyjemności w innych dziedzinach. Oprócz jedzenia podróżowanie to chyba ostatnia rzecz na tym świecie, która mnie jeszcze uszczęśliwia.
Także tak potoczyła się moja celebracja wolnego dnia ze sobą samą. Towarzystwo znalazło się samo w trymiga . Może odstawienie się to najlepsze, co można dla siebie zrobić? :)