photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 29 CZERWCA 2017

Moje życie w Cobo Bay

Minął miesiąc odkąd zatrudniono  mnie w Cobo Bay Hotel i zaskoczę Was - wciąż tu jestem :P 

Odkąd się przeniosłam w tą część wyspy moje życie się trochę ustabilizowało. Mieszkam 2 minuty od pracy i właściwie nie wyruszam nigdzie poza Cobo. Głównie dlatego, że nie mam zbyt dużo wolnego czasu, bo tylko jeden dzień w tygodniu i to przeważnie w sobotę lub niedzielę jak wszystko na Guernsey jest pozamykane. Wrzucają mnie raczej na (wg mnie) poranną zmiane (która wcale nie jest poranna) na godzine 9. Jest to open tarrace shift, co oznacza, że od 9 do 10 pomagam obslugiwac sniadania ludziom z prawdziwie porannej zmiany (zaczynaja o 6,45 i NAPRAWDE mam nadzieje, ze nigdy mnie to nie spotka, bo wtedy na pewno mnie wywalą ), a o 10 zaczynam otwierac moje miejsce pracy widoczne na zdjeciu powyzej czyli nasz wspanialy Beach Tarrace :). Dopoki pracuje w tym ogrodzie jest naprawde pieknie, moge to robic juz zawsze. Szczegolnie, jak moge byc za barem. Ale bylo troche dni w tym miesiacu, kiedy musialam pracowac w restauracji w srodku jako food runner, co oznacza przebywanie w kuchni z kucharzami przez caly dzien i sluchanie ich przeklinania i bluzgania, co jest demotywujące. Latanie z talerzami w pospiechu, moje ulubione polerowanie miliarda sztućców dziennie i skladanie serwetek godzinami. To byl koszmar. Najpierw myslalam, ze nie sprawdzilam sie na tarasie, dlatego wrzucili mnie na ta kuchnie i każą mi robic najgorsze rzeczy. Po kilku dniach zaczęłam complainować i dowiedziałam sie, ze to jest po prostu kolejny etap wdrażania mnie w system, poniewaz kwestie obslugi ludzi na tarasie i przyrzadzanie drinkow na barze mam juz opanowane, to nadszedl czas zebym nauczyla sie wszystkich dań i obcowania z kucharzami. No tak, w sumie to zrozumiale. Dopóki pracowałam tylko "na floorze" co w Polsce ujelibyśmy "na sali" wydawalo mi sie, ze wszyscy ludzie w pracy są fajni i wyluzowani. Obcowałam z filipińczykami (kelnerzy) i Portugalczykami (bar i zmywak) . Fajny mix nacji, naprawde sprzyjające otoczenie. Moje spojrzenie troche sie poszerzyło odkąd spędziłam kilka zmian na kuchni z kucharzami Angolami. Są straszni. Uważają się za szefów, może dlatego, że ich zawód po angielsku to "chef" i są tak bardzo dumni i zarozumiali, że ustawiają wszystkich po kątach w niezbyt przyjemny sposób. Nigdy nie widziałam takiej kuchni jak tutaj, na której bluzgi i darcie ryja bez powodu to normalka. Wszyscy filipińczycy srają po majtkach przed "chefami" i chodza jak w zegarku. Zaobserwowałam, że nauczyli się typowej odpowiedzi na wszystko, co mówi do nich chef. Brzmi mniej więcej tak: "sorry chef, ok, sorry chef, my fault, you're right chef". Nauczyli mnie, że wszystko co robię (zaczynając od jedzenia, przez palenie, branie talerza z obiadem do domu, korzystanie z iphona itp) jest dopuszczalne, ale TYLKO po wczesniejszym upewnieniu się, że żaden CHEF mnie nie widzi <wszyscy trzęsą się ze strachu>. Head chef wprowadza terror - raz na początku zmiany zapytałam go jaka jest zupa dnia to dostałam taką odpowiedź, że już wiem, że lepiej go o nic nie pytać :P. Mój kolega ze zmywaka kilka dni temu rzucił pracę przez konflikt z head chefem. Mozna nauczyć się wspaniałych językowych konfiguracji wyzwisk i wiązanek jak się trochę z nimi poobcuje. Po każdej 5/6 godzinnej zmianie na kuchni byłam... po prostu wkurzona :P. Straszne chamy angole i tyle. 

Cieszę się, że jednak znowu zdarza mi się ostatnio pracowac na moim ulubionym tarasie, gdzie gra muzyczka jaką puszcze, świeci słoneczko a ludzie popijają wino i browary dzięki czemu są mili :)

Poznałam tu wspaniałych ludzi. Mam naprawdę dobrych znajomych z Madery, z których jeden mnie opuścił bo kilka dni temu zmienił pracę (po 4 latach w Cobo), a drugi to ten ze zmywaka który dał ostatnio wypowiedzenie więc niedługo też zniknie. Zostanę z Filipińczykami, którzy są sympatyczni, ale wydaje mi sie, że mają dwie twarze. Po miesiącu spędzonym z nimi wiem już troche rzeczy, szczególnie, że mój kolega Alex, który niedawno odszedł miał po 4 latach wszedzie wtyki i mnie wtajemniczał. np, ktoś mu przesyłał filmy z kamer z domu, w którym mieszkają filipińczycy, więc po godzinach oglądalismy np ich bójki na korytarzu praktycznie na bieżąco. Smieszne to było, bo się lali, a na drugi dzien pracowali razem jak gdyby nigdy nic. Jaka szkoda, że ja i Alex już razem nie pracujemy. To miejsce było super, mając po swojej stronie takiego ziomeczka :). Trochę się bałam, że jak odejdzie to może zaczną mnie tyrać, bo wszyscy wiedzieli, że się trzymamy, a jego wszyscy szanowali więc do mnie też nie podskakiwali. Odszedł ze 3 dni temu i jest ok, jeszcze nie zmienili nastawienia. W dodatku dzisiaj postawili mnie na jego miejscu, bo za barem :) główna barmanka musiała być w barze w środku restuauracji bo się działo, więc moją praca był bar na tarasie. To super, że wybrali do tego mnie. Chyba zauważyli, że się tam sprawdzam :P. Poza tym tym filipińcom pracującym tam 10 lat nie przeszkadza polerowanie sztućców i przepraszanie chefów za to że istnieją przez cała zmiane, sa do tego przyzwyczajeni i moga to robic skoro przez tyle lat sie nie poddali :P 

W domu też jest fajnie, choć zdarzyły się przeboje. Mieszkamy tu w 8 osób i większość z nas się lubi na tyle, że spędzamy czas razem w kuchni wieczorami jak się spotkamy, nierzadko pijemy i jestesmy ziomkami. Przez pierwszych kilka posiadówek w kuchni działa się taka rzecz, że z pokoju obok mnie ciągle dobiegały nas wrzaski, szczególnie jak wychodziliśmy zapalić do ogrodu. Ktoś z niego krzyczał: "shut the fuck up!!!!!!!" . Najpierw nie wiedziałam kto tam mieszka i okazało się, że to jeden z chefów. Wydzierał się na nas każdego wieczora z zamkniętych drzwi swojego pokoju. Odpowiadaliśmy mu czasem "damn man, just close the fucking window!", ale on miał to w dupie, okno otwarte na osciez, godzina 23 (taka, że akurat wszyscy wrócili z pracy) a ten pajac sie drze, bo światło z kuchni dociera przez ogród do jego okien i go razi. Czasem walił nam w ściany pięścią i bluzgał. Należy wspomnieć, że nigdy nie siedzieliśmy dłużej niż do 1 w nocy, przeważnie staraliśmy się ok godziny dwunastej rozchodzić , żeby nie robić aż takiego przypału. W dodatku nie robiliśmy specjalnego hałasu, bo nie słuchaliśmy nigdy muzyki, tylko rozmawialismy i to przyciszonymi glosami, żeby go nie prowokowac. Jednego dnia rano w pracy zaczepił mnie i głosno mi obwiescil, ze jesli jeszcze raz zaprosze SWOICH (!) znajomych do kuchni wieczorem i bedziemy głośno, to sie pofatyguje i do nas przyjdzie, żeby ich wykopac. O ironio. Odpowiedziałam, że nikogo nie zapraszam i wszyscy, których spotykam w kuchni to mieszkańcy naszego domu więc życze mu powodzenia w wyrzuceniu ich xD. Ale wtedy zrozumiałam, że on ma problem do mnie. Skoro wszyscy z naszego domu siedzimy w kuchni a on obwinia za to mnie, tzn ze jest wyjatkowo negatywnie nastawiony, nie wiedzieć czemu. Anyway, po jego grozbie staralam sie jeszcze bardziej byc cicho, co bylo raczej uciazliwe, szczegolnie ze i tak za kazdym razem jak wracalam do pokoju i zamykalam drzwi to slyszalam: "SHUT UP!!!!!!!!" , az któregos dnia nastąpiło apogeum. Razem z Miguelem, który z nami mieszka wyszliśmy do pobliskiego pubu Rockmount, żeby nie siedziec w tej kuchni i nie sluchac tych bluzgów przez okno/sciane. Wracamy z Rockmounta około godziny 00.30, Miguel zamknął drzwi od swojego pokoju, a ja jeszcze byłam na korytarzu i wtedy ten gruby stary chef pofatygował się i wyszedł ze swojego pokoju , żeby stoczyć ze mną fight. Specjalnie czekał, aż Miguel się schowa, żeby zaatakowac mnie. Zaczął iść w moją stronę, tak że się wystraszyłam, miał oczy szaleńca i darł się NA CAŁY DOM "this is fucking hell since you are here!!!!!!!!!! I WOULD KILL U!!!!" i tym podobne rzeczy, ale nie pamietam dokladnie, w kazdym razie bylo to naprawde straszne, glosne i grozne. W dodatku potrząsnął mną pare razy, no ja oczywiscie cos tam mu odpyskowalam, ze mieszka z ludzmi i musi to zaakceptowac... i potraktowałam go delikatym okresleniem "Crazy" ... ale sluchajcie, to byl srodek nocy, a on sie tak darł, że obstawiam, że było go słychac w domach obok. 

Mój kolega Miguel słyszał te groźby zza drzwi i postanowił zareagować. Powiedział, że to było chore i boss się musi o tym dowiedzieć. Ja tez tak myslalam, ale wiecie, nie za bardzo bylo mi na ręke robic cyrk, jako nowy pracownik po dwoch tygodniach skarzyć się na kucharza, który pracuje tam kilkanaście lat! Całe szczęście zrobił to Miguel i następnego ranka poszedł prosto do bossa, żeby mu opowiedzieć o sytuacji, której poprzedniej nocy byl świadkiem. Boss sie wkurwił. Nie zastanawiał się, nie pytał, nie wnikał w szczegóły tylko przywołał do siebie Chrisa (gospodarza naszego domu) i rozkazał mu odbyć z tym grubym rozmowe pouczającą i przekazać mu, że jezeli cos takiego wydarzy się raz jeszcze, to zostanie zwolniony. Po czym przyszedł do mnie (boss) i powiedział, że przeprasza mnie za to co wydarzyło się wczoraj u nas w Benamy (mój dom) . 

Ta dam!! Od tamtej pory nikt z domowników nie słyszał ani nie widział tego grubasa nawet przez sekunde. Skończyło się walenie w sciany i krzyczenie przez okno. Wszyscy domownicy są mi wdzięczni, a gruby faktycznie się wystraszył. Nagle odgłosy życia zza ściany przestały mu przeszkadzać :P Jak już wspomniałam - on tu pracuje i mieszka w tym pokoju KILKANAŚCIE LAT, wiec zaskoczyła mnie taka szybka i rzeczowa reakcja bossa. Ale zrobili to dobrze, od tamtej pory wszyscy w Benamy mamy spokój i uwolnilismy się od terroru :). Podobno boss się tak wkurzył, bo gruby atakował wcześniej w podobny sposób jakąś dziewczynę z housekeepingu, więc nie jestem jego pierwszą ofiara. 

Koniec miejsca.

Komentarze

~lukaszm Chodzący przypał po prostu :D pozdro
29/06/2017 23:50:23
kultjednostki fbl uciął mój monolog i nie moglam nic wiecej napisać :( sorki za takie zakończenie z dupy :P

29/06/2017 23:45:24

Informacje o kultjednostki


Inni zdjęcia: Skały slaw300Jeszcze nie pusta judgafNaszyjniki srebrne koniczynki otienPuszczyk jerklufotoNa tle fontanny patkigdJa patkigdMeluzyns art kronikakrukaZamek patkigdZ synem nacka89cwa28 / 05 / 25 xheroineemogirlx