zrobić ci herbatki? - zapytał czule patrząc w jej zaspane oczka.
jesteś kochany - odparła, leniwie przeciągając się pod kołderką ubraną w tęczową poszewkę.
ucałował jej czoło i pogłaskał po rozczochranej, jeszcze, głowie. uśmiechnęła się do niego i widać było w jej oczach miłość.
postawił wodę na gazie. było jej jak zwykle dużo za dużo, ale już jej to nie drażniło. do szklanki powędrowała torebka aromatycznej owocowej herbaty i dwie łyżki cukru. czekał nad czajnikiem, żeby nie przegapić chwili wrzenia i jak najszybciej przygotować jej ulubiony, poranny napój. sam wypił swój kubek kawy zbożowej jakąś godzinę wcześniej. zawsze wstaje trochę wcześniej, żeby poczytać gazetę w pustym jeszcze domu i wypić spokojnie swój kubek zbożówki. siada wtedy w swoim ulubionym fotelu i przeczesując palcami siwiejące już włosy, czyta. przegląda najpierw wszystkie nagłówki i tylko z rzadka zatrzymuje się, na którejś stronie, na dłużej. przyspiesza kartkowanie wraz z ilością przełożonych już stron, by czym prędzej znaleźć się na tej przedostatniej. tam po lewej stronie zawsze jest rubryka sportowa. po prawej zaś nekrologi. przegląda aktualności sportowe z prędkością nie mniejszą niż wcześniejsze nagłówki. tak naprawdę czeka tylko na nekrologi i tu dopiero jego brwi nabierają kształtu zaciekawionych. ten rytuał powtarza się codziennie, no chyba, że gazeciarz nie dojechał na czas. tak zdarzyło się tylko trzy razy podczas tych czternastu lat, kiedy tam mieszkają.
dziękuję kochanie - powiedział całując go w uśmiechnięty policzek kiedy podał jej herbatę.
kocham cię - powiedział do niej czule i zgrabnym ruchem ramienia przyciągnął ją do siebie. wtuliła się w jego silny tors i zamknęła oczy. trwali tak chwilkę, po czym odsunął ją od siebie, cały czas, trzymając dłonie na jej ramionach i głęboko patrząc jej w oczy powtórzył - kocham cię.
i ja ciebie kocham najdroższy - odparła czule.
patrzyli na siebie jeszcze ułamek sekundy po czym usiedli przy stole. tradycyjnie on zabrał się za krojenie, pachnącego, razowego chleba, a ona przygotowywała warzywa. dobrze się odżywiali, a przynajmniej takie mieli wrażenie. zawsze na śniadanie były kanapeczki, na których królowały świeże warzywa z ich ogródka. od dawna nie pili kawy i nie jedli słodyczy, no chyba, że własnoręcznie robione ciasta. nie mieli dzieci, więc dogadzali tak tylko sobie i to z rzadka.
po skończonym śniadaniu w jego rękach zawsze pojawiała się przeglądnięta już wcześniej gazeta. ona sprzątała ze stołu, a on znów zaczynał kartkowanie od początku. trochę mniej się przy tym spieszył udając zainteresowanie, a nawet czasem zdarzało mu się przeczytać, któryś z nagłówków. spoglądał wtedy na nią i czekał sekundę na reakcję. jeśli jej nie było przechodził do kolejnej strony. niekiedy okazywała zainteresowanie i musiał rozwijać temat. wymieniali wtedy swoje opinie na podany w artykule temat. zazwyczaj zgadzali się ze sobą podczas takich rozmów, a raczej on zgadzał się z nią by nie przedłużać i brnął dalej ku ostatnim stronom. kiedy docierał do rubryki sportowej jego brwi poważniały. zerkał na wyniki tabel i głośno komentował, to pozycje drużyn po ostatniej kolejce, to same wyniki meczów. ona tylko słuchała bo i tak nic z tego nie było dla niej znaczące. równie dobrze mógłby krzyczeć coś bez sensu w niezrozumiałym dla niej języku. ale przecież każdy facet lubi sport - myślała myjąc naczynia. nagle niby to przez przypadek jego wzrok spadał na stronę obok i tu zaczynała się właściwa część porannej rozmowy.
ohhhh - westchnął - niemożliwe. Mariola nie żyje.
jaka Mariola? - spytała podnosząc głowę.
twoja przyjaciółka, Mariola Stasiak - powiedział bez emocji.
myty właśnie kubek wypadł jej z ręki i rozbił się o dno ceramicznej misy zlewu. zrobiła szybkie dwa kroki i wyrwała mu gazetę. jej wzrok smutniał wraz z każdym przeczytanym słowem. gazeta opadła na podłogę, a zaraz obok niej ona. oczy zaszły jej łzami.
dlaczego? co się mogło stać? przecież jeszcze przedwczoraj z nią rozmawiałam - powiedziała zanosząc się płaczem.
on milczał. siedział na krześle i obserwował ją z kamienną twarzą.
jej twarz wyrażała niedowierzanie i smutek. w końcu wstał i kucnął koło niej próbując ją przytulić. nic nie mówił, a ona chlipała mu w ramię.
może w końcu się wydało - powiedział cicho. ona oderwała twarz od jego koszuli i spojrzała mu prosto w oczy pytająco.
co się wydało? - spytała załamanym głosem.
wiesz, no, że nie była wierna Stasiakowi - powiedział bardziej stanowczo, ale miękko.
przecież to nieprawda - powiedziała zaciskając pięści na jego ubraniu.
chodzą słuchy, że tak - powiedział bez emocji.
powiedziałaby mi, byłam jej najbliższą przyjaciółką - wypowiedziała znowu zanosząc się płaczem.
on wstał i odszedł dwa kroki w stronę okna. stanął do niej tyłem i patrząc na podwórze ich domu rzekł - teraz to i tak już za późno, ale muszę ci powiedzieć, że ktoś widział ją jak uśmiechała się do kasjera w sklepie spożywczym. przykro mi to mówić, bo była ci bliska, ale to była zwykła zdzira.
zaczęła płakać jeszcze mocniej. jaj chlipanie mieszało się z jakimiś słowami, ale nie dało się zrozumieć co chciała powiedzieć. jej twarz zmieniła się nie do poznania. świeżo nałożony makijaż spływał jej teraz po policzkach i szyi. on cały czas patrzył w okno swoim kamiennym wzrokiem jakby czekał na koniec jej lamentu, który nie następował.
no chyba nie chciałaś się zadawać ze zdzirą kochanie? - powiedział miękko acz stanowczo.
w odpowiedzi usłyszał tylko jęk i łkanie. jego żona płakała krokodylimi łzami leżąc z twarzą na podłodze ich kuchni.
ja muszę iść do pracy - powiedział marszcząc nieco brwi i wziąwszy torbę z drugim śniadaniem, wyszedł.
wyjdzie z tego - pomyślał - teraz już nie będzie miała do kogo wychodzić w czwartek. będzie miała czas, żeby prać moje kaptury. zawsze jej mówiłem, że jest to dla mnie ważne, żeby na piątek mieć czysty kaptur w robocie. przez to wszystko zapomniałem wziąć mojego narzędzia.
otworzył drzwi i stojąc w progu zawołał pytająco - kochanie!! podasz mi topór?!!
odpowiedział mu jęk i płacz. sam wszedł i wziął czego mu brakował.
do zobaczenia kochanie - powiedział czule - wrócę głodny. pa.