Dziś już niedziela 1 lipiec.
Czas tak zapierdala, że nawet nie wiedziałam, że tak szybko.
Od maja mam wakacje, można by rzec. Ale dopiero od piątku poczułam ich prawdziwą moc.
Fajnie jest wyjść z domu i wrócić następnego dnia ;d I tak kilka dni z rzędu.
Dziś nie wiadomo co się wydarzy. Może błoga cisza i spokój, może wypad nad zalew, a może poprostu chill ;)
Zaczyna mnie zastanawiać jeden fakt.
Jak można przez 4 lata co wakacje wracać do tych samych pomyłek i błędów ?
Ile może trwać dążenie do odnalezienia celu swej egzystencji?
Ja osobiście mam z tym wielki problem, i każde wyjście z domu zmienia moje nastawienie o kilkaset procent.
Nie wiem już komu mam wierzyć, serce czy rozum ma rację?