dzieje się czasem tak
że ucieka mi autobus sprzed nosa
i sprzed oczu
które już płaczą.
autobus odjeżdża
ale ja mam w sobie coraz więcej sił
by za nim biec.
nie wiem czym jest
i jak wygląda kolejny przystanek
ale wiem że zdążę tam przed moim autobusem.
mój autobus.
wozi mnie tu
i tam.
wozi też z powrotem
choć w tę stronę to nie zawsze.
właściwie lepiej
gdy nie trzeba nam wracać z powrotem ...
bo ludzie, to nie lubią powrotów.
owszem - może i kuszą one barwami,
które błyszczą w te i każde inne strony.
może przygrywa im najromantyczniejsza z nut.
może i rabacik - sprawa kusząca.
nie nie nie nie nie.
powrót będzie zawsze tylko powrotem.
powrót jest przyznaniem się do błędu,
a ludzie tego nie lubią. wstyd im, czyż nie?!
powrót jest upokorzeniem przed samym sobą i -
co najśmieszniejsze - nie odkryto jeszcze w jakim celu?!
powrót jest umniejszeniem błędów -
takim trochę udawaniem.
powroty - zawsze dokądś, do kogoś, ale wiecznie bez celu.
bo gdyby tak nauczyć się żyć jak empetrójka?
zajmować mniej miejsca niż kaseta magnetofonowa
i być wytrzymalszą niż płyta audio?
dochodzi się do perfekcji przecież krok po kroku.
kiedyś ludzie słuchali miłości ze swoich ust.
potem pomagał im w tym gramofon,
kasety, winyle, cd, mp3, mp40936792368
i teraz o miłości rozmawiamy na jutjubie.
ale Ty wyrzuć ze mną wszystkie płyty, kasety, nagrania -
niech dźwięk miłości będzie
pieprzem ostry,
czekoladą powabny,
kawą mocny
i życiem wieczny niech będzie ten dźwięk.
wsadzam czasem głowę do lodówki
i śpiewam do konserw, że
aj łona dens łif sombadi!