4:30 - godzina o której nawet słońce jeszcze nieśmiało zerka zza horyzontu. Zabójcza godzina. Ale to właśnie o tej porze już w piątek ruszamy razem z moją małą mi na podbój naszego, polskiego, niezbytsłonego morza. Będą gofry, będą bosmany, będzie uśmiercanie zombiaków na automatach, czy będzie pogoda? Tego nie wiem. Nie sprawdzam prognoz bo te pogodynki pierdolą głupoty jak ksiądz natanek na swoich kazaniach. Wiedzą, że coś się dzieje ale co konkretnie to już nie bardzo, a na końcu i tak pogoda jest całkowicie inna niż zapowiadano. Ale my mielibyśmy się słabo bawić? No co ty....tak więc achoj marynarzu. Miami beach yeah!!!