Foto z Dark Souls. Ostatnio jak tylko znajdę chwilę wolnego to męczę tą grę. Jest świetna, powala na łopatki, kozak na maksa i tak w ogóle game of the year ale ja nie o tym chcę pisać. Gra jest dosyć hardcorowa, stanowi prawdziwe wyzwanie dla wszystkich noobów co to nigdy nie grali w prawdziwego rpg tylko strzelają sobie do żołmierzyków w grach które same się przechodzą. Ja tam nigdy wielkim fanatykiem rpg nie byłem ale daję sobie radę w myśl zasady, że nic nie jest za trudne. Wystarczy trening i cierpliwość. I tu się rodzi problem u mnie z tym drugim słowem zaczynającym się na "c". Jak w grach, tak i w życiu. Nie za bardzo jestem "c". A tak się akurat składa, że muszę być taki cały czas. Dlaczego? Bo ty jesteś tam, a ja tu. Bo jak chcę porozmawiać to musze drzeć się do słuchawki albo walić palcami w klawiature. Bo przytulić to tylko raczej na weekend, a chciałoby się więcej. Bo jak mówię, że mam wszystkich dosyć to znaczy, że chcę do ciebie. Kurde mógłbym tak chyba bez końca ale to nie sprawi że będę bardziej "c". A to wszystko przez to, że ja 't' za tobą.