Wracałam dziś do domu tramwajem. Mamy listopad, więc o 16 się zmierzcha, a to była 9, więc ciemno było naprawdę. Za szybą nic nie widać, aż nagle upadła na nią - nie, przecięła ją gwałtownie - kropla deszczu. Po chwili zabrudzoną szybę tramwaju poczęły przecinać kolejne krople, gniotły szkło niczym malutkie tarcze lub szpikulce, wgniatające się z uporem maniaka w czyjeś sumienie. Krople były podłużne, kładły się smugami na szybie, czyniąc ją coraz mniej przejrzystą. Już prawie nic nie było widać. Poczułam, ze umieram wewnętrznie.
nie, nie byłam na prochach...
tak jakoś mnie naszło.
if i were a boy...
even just for a day...!
nie?
tak.
nie.
tak?
czepiasz się, kochanie.
a na zdjęciu N A T
A L E
C Z K
A
*;
big girls don't cry