W podróżach odnajduje moc. Moc która mnie nakręca na te wszystkie przygnębiające dni w pracy.
Przenudne porankopopołudnia, popołudnionoce.
Myślę sobie tylko kiedy kolejne wolne i kolejny wyjazd.
Woodstock się udał. Linieję do dzisiaj.
Głano Ejpsi klaty nie złamali ale fajnie było wyć lubiane piosenki taką samą barwą jak moja imienniczka - wokalistka GA. ;) I tradycyjnie Clawfinger którego normalnie nie słucham, sodobał się. Z kolejnych godnych polecenia - Senor Coconut :D I parę parę innych. (Leszek Możdżer mimo że nie pasował zagrał hardo.)
Dzisiaj Krotoszyn, we wrześniu Warsawa i Orange Warsaw Festiwal (zapraszam zapraszam - MGMT, Smolik, Razorlight, Groove Armada, Skinny Patrini), póżnij do Lubina (O.S.T.R. , Fisz, Łona) do Breslau (Nouvelle Vague), Łódź (Paristetris).
Po drodzę zapewne też nie obędzie się bez spontanów. ;)
Jeżeli mam żyć pełnią życia to tylko teraz.!
I kurde. Old love never ends? So let it be!!!