Nie wiem co napisać bo słowa gubią mi się ostatnio zanim zdąże je ułożyć.
Mój jazz dziś przeobraził się w łzy, kłody pod nogi.
Mimo to teraz przyjemnie nakofeizowana.
Niepewne staje się wszystko co planuję.
Porzucam więc układy i kalendarz.
Witaj wieczny popołunionocnyporanku,
środowtorkoczwartkosobotoniedzielopiątkoponiedziałku.
At last.
Chybocę się i potykam o nonsensy rodzące się pod powiekami.
Moje sny to o zgrozo czysty smutny realizm bez kszty awangardy
Ograniczam więc ddo minimum te wizje dni kolejnych.
Na imię jej na imię jej (Ka)Sandra
i serio serio czuję że widzę więcej czuję i przeczuwam.
Gdyby się tak szło odwrócić na pięcie
i "widzieć widzieć nie myśleć"