Jak żyć żeby nie zwariować? Nie mam pojęcia. Minął rok, właściwie to już ponad. I nic z tego nie da się zapomnieć. Znalazłam ostatnio dużo nagrań, zdjęć. I pierwszy raz od bardzo długiego czasu nie ryczałam w poduszkę, a oglądałam to z wielkim bananem na twarzy. Wiem, że to nigdy nie wróci, wiem że jego już nie będzie. Nie osobiście, bo zawsze jest przy mnie, chociażby w serduchu.
Czas jakoś mija, nie powiem że się z tym pogodziłam w stu procentach, bo skłamałabym. Ale jak widać żyję. Funkcjonuję normalnie, jeśli można to tak nazwać, próbuję realizować swoje marzenia, kilka planów które były wspólne. I jakoś rusza się naprzód, bo przecież moje życie nie skończyło się całkowicie razem z Nim.
Chociażbym nie wiem jak bolało, walcz.