Zastanawiam się dużo ostatnio. Chyba lepiej napisać, że dużo ostatnio myślę. Dochodzę oczywiście do smutnych, jak to na mnie przystało wniosków. Strasznie ciężko myśli mi się w sytuacji, gdy on oddycha tym samym powietrzem i ja wiem o tym i bardzo mnie to kręci. Co gorsza, umawia się ze mną na nieokreśloną bliżej godzinę, po czym nie daje znaku życia i ja czuję się jak pies porzucony, co przy odrobinie łaski swojego pana wróci spowrotem bez złego słowa. Uczucie, że to oddycha tym samym co ja wywołuje u mnie wrażenie dziwne, bowiem kto o zdrowych zmysłach śmieje się sam do siebie w połowie właśnie przeczytanego zdania? Dziwne. To chyba uczucie onecności 'tego', co odpowiedzialny jest za więcej niż myśli, a nie myśli na ten temat za wiele. Jeszcze gorzej jest znieść myśl, że swoje żałosne ( piszę to na siłę, bo wcale tak nie uważam a jedynie chcę bardzo obżydzić sobie) myśli dzieli z anielicą bliżej nieznaną. Mech zarósł ech, bo już nawet nie mam na to siły.
Zdjęcie śniadaniowe.
g.