Obsypał pyłem swój świat,
ponoć do niczego innego nie był wart.
Próbował z niego zrobić domek z kart,
ile to już trwa?
Łudziłeś się szczęściem pozornym
cechowałeś się sercem pokornym.
Teraz znów unikasz prawdziwego życia
i tych samych marzeń bez pokrycia.
Poddajesz się zabiegom misternym,
co raz Cię mniej z każdym kolejnym.
Dla Ciebie najważniejsza religia,
działająca na Twoją duszę jak dźwignia.
Spoglądam znów w Twoje brązowe oczy
myślałam, że ich błysk mnie zaskoczy.
Rozczarowałam się wielce, kiedy na ich miejscu
znalazłam tylko szkiełka ciemne.
O duszo zwątpienia, dlaczego opętałaś?
Nie dajesz jemu wytchnienia?
Powiedz, tak szczerze,
czemu zabijasz, w dobrej wierze?
Pozostaw chodź jego, nie dla mnie
ale powstałych z niego.
Nie karz do Ciebie kroczyć,
przecież on całe życie ma tak smutne oczy.