Nie wiem jak dla was, ale moje wakacje trwają już od 2 tygodni.
Po dwumiesięcznym uzależnieniu od oglądania seriali jestem po trzech sezonach Skins i w połowie 2 sezonu Seksu w wielkim miescie.
Ponad to milejowskie komary to same szatany.
Dobra nie będę owijać już w bawełnę. Wyjeżdzam jutro do mojej świątyni dumania, oazy spokoju, miasta wiecznej szczęśliwości. Gdzie nic nie ma znaczenia i na jakiś czas izoluje mnie od tej codziennej, szarej rzeczywistości. Fakt faktem nie ma miejsc idealnych. Tak samo jak nie ma idealnych ludzi. Bo nic na tym świecie nie jest idealne. W sumie o dobrze. Taki swiat na pewno szybko by się wszystkim znudził.
Wszyscy czujcie się pozdrowieni ;*