Ehh… Fotka taka sobie. Robiona komórką, więc niezbyt ostra. Po wysłaniu Bluetoothem na komputer strasznie się zepsuła. Z resztą prawie wszystkie fotki psują mi się po przesyłaniu. Wczoraj byłam za torami. Ot tak sobie, po prostu poszłam za tory. Rodzice z Emilką pojechali gdzieś na rowerach, a ja poszłam za tory ;] Przespacerowałam się aż do krzyża. Po drodze spotkałam motylka, zrobiłam bukiet, spotkałam swoją przyjaciółkę-krowę :D. Postanowiłam podejść trochę bliżej. Szłam przez trawę i mlecze. Brzęczało pełno bąków i os. Ale nie bałam się. Przestraszyłam się dopiero wtedy, kiedy jakaś wysoka trawa dostała mi się do nogawki i ukuła mnie w nogę. Biegłam aż dobiegłam do drogi, którą szłam. Poszłam dalej, patrzę, a tu okazało się, że do tej krowy mogłam podejść wydeptaną ścieżką! Ja to jestem inteligentna :] Spacer do krzyża zajął mi ok. 45 minut. Wracałam biegnąc. Bieg, a raczej truchcik zajął mi tylko 10 minut. Kiedy byłam już przy torach, zdziwiłam się, że tak szybko mi to zeszło. Przyszłam na plac. Było tam chyba z 6-ciu chłopców i cztery panie. Pobujałam się dwie minutki na huśtawce i poszłam do domu.
Podczas spaceru zastanawiałam się… I to dużo. Np. myślałam o sobie. I doszłam do wniosku, że przy innych nie jestem sobą. Będąc tam sama zachowywałam się zupełnie inaczej. No nie wiem…
Potrzebowałam tej godziny samotności. Musiałam pobyć sama. Przed wyjściem z domu pokłóciłam się ze starszą. Byłam zdenerwowana na wszystko i wszystkich. Tylko powąchałam kwiaty, poczułam się o niebo lepiej. Dzisiaj też pójdę biegać. Odchudzam się. I nie obchodzi mnie, co inni powiedzą. O!