Koncert był ZAJEBISTY i najlepszy i nigdy go nie zapomnę. I nawet zmęczenie i pragnienie wody nie było ważne.
W oczekiwaniu na wieczór piliśmy chmielowe napoje, a ponieważ nic w naturze nie ginie puszki oddaliśmy Panu od opowiadań o spoconych ciałach Depeszów, zapełnionych tramwajach i drogich toaletach. Później Mateusz pokopał w piłkę z dzieciakiem z Sieradza, przebraliśmy się i ruszyliśmy pod tłumną Atlas Arenę, gdzie zaczynało czuć się klimat. Gdy weszliśmy do środka naszym oczom ujawiła się wielka hala, tłum szczęśliwych i podnieconych przed koncertem ludzi. Sama nie mogłam ustać na miejscu. Usiedliśmy, po czym stwierdziłam, że idziemy po opaski , wróciliśmy i staliśmy, aż na własne oczy zobaczyłam zespół i wszystkie ręce w górze, usłyszałam Moonchild i okrzyki ludzi, tak bardzo zadowolonych. Czułam się jakbym oglądała teledysk na youtubie tylko na wielkim ekranie. Za chwilę uświadomiłam sobie, że jestem jednak uczestnikiem tego zdarzenia w co nie chciało mi się wierzyć. Darłam się, skakałam i wsłuchiwałam się w każde słowo. Najbardziej oczekiwałam The Prisoner i doczekałam się. To było niesamowite przeżycie. Światła, ognie, fajerwerki, ludzie, show, Bruce, ON, wszystko tak blisko.
Dziękuje Ci za ten koncert, za twoje towarzystwo i za to że właśnie pijesz i będziesz miał jutro kaca i nie będziesz chciał iść ze mną potańczyć.
Dziękuje Gabi i jej mężczyźnie za bilety.:*