Czasami przychodzi taki okres, że człowiek się rozpada tak po prostu i nie może się pozbierać.
To ten czas.
Przytłacza mnie wszystko, coś dlugo rodziło się we mnie, coś złego i chyba gotowe jest na to żeby wyjść. Moje myśli mnie zabiją w końcu, nadmiar informacji boli. Łatwiej mi było wcześniej, Nie czułam, nie zależało mi, raniłam było łatwiej. Aktualna niemoc jest wkurwiająca. Ciągle siedzisz w mojej głowie ostatnio. Nie wiem co się dzieje wogóle. Chcę a nie moge. Dziwne prawda? Ale przecież się zmieniłam, może nie zaprzeczę. Czy chciałam tego, nie do końca jestem w stanie to określić. Nienawidzę swojego życia i siebie, więc nie ważne co zmienię i tak dla mnie jest źle. Mogę jedynie coś potracić, no i straciłam. Bo na tym świecie naprawdę łatwiej zajść w ciąże niż znaleźć prawdziwego przyjaciela, takiego który napije się z tobą wódki i zje wate cukrową a za chwilę jeżeli będzie potrzeba jebnie Ci i powie że masz się ogarnąć bo coś jest nie tak. Trzecia w nocy, zajebiście a ja siedzę i płacze. Złe, depresyjne myśli w głowie. Boję się czasami swojej wyobraźni, naprawdę. Ciche wołanie o pomoc, jest szeptem. Nie radzę sobie z życiem, z sobą i z innymi. Muszę odlecieć, znowu być w tym cudownym bestroskim świecie. Cholera jak ja za nim tęsknie.
Biały śnieg nad powiekami.
Przepraszam K.