ostatnie trzy dni mojego samotnego mieszkania i ograniczenia świata do niezbędnego mi minimum poszły na marne.
spokój święty spokój, przestrzeń między łzami w oku.
spokój się skończył jak rodzice wrócili. wystarczyła godzina. godzina, żebym wyszła z domu na koncert Myslovitz, a wylądowała u Karoliny i Agaty z histerią. przysięgam, że nie rozumiem, nie ogarniam. no ale tak to już jest. żaden odosobniony przypadek.
co do innych słów. mam nadzieję, że nie są skierowane do mnie. do Nas. bo naprawdę nie chcę się wkurwiać. mam dość ludzi niepoważnych, niedojrzałych, nie szanujących się, wyborażajcych sobie, że wiedzą wszystko doskonale.
jak już zdążyliśmy się przekonać - tak nie jest. po napisaniu tego mogę przytaknąć Dża, że zaczyna to mnie naprawdę spływać. mam dość chorych 'akcji', trzy chuje w bok, spierdalać, dziękuję.
czytam Ptaśka, pragnę biblioteki, słucham muse, oglądam real world. nowu się wkurwiam.
spokój najwyraźniej niejest mi dany. i pewnie kurwa długo nie będzie.
momentami nie chcę mi się wierzyć, że dalej coś dobrego mnie czeka, i am terrified, i think too much.