MICHAEL
Od dłuższego czasu czułem, że coś we mnie narasta. Niewidzialne, lecz namacalne jak duszący dym, który osiada na skórze i wypełnia płuca. Cichy, duszny niepokój. Nie umiałem tego nazwać, ale było we mnie jak rdza, która powoli przeżera metal, jak trujący bluszcz, oplatający myśli. Nie dawało mi to spokoju.
Anna siedziała na kanapie, zawinięta w koc, z kubkiem herbaty w dłoniach. Jej długie, ciemne włosy opadały na ramiona, a oczy błyszczały, gdy opowiadała mi o czymś, co zdarzyło się w ciągu dnia. Była taka piękna, taka naturalna. Mój cały świat. A jednak czułem, jak gdzieś w moim wnętrzu zaczyna kiełkować coś, czego się bałem. Zazdrość. Wstrętna, dławiąca, bezlitosna. A wszystko zaczęło się od jednego, przypadkowego zdania.
- Wiesz, kto przyjeżdża do Chicago? - zapytała nagle, z wyraźnym podekscytowaniem.
Podniosłem wzrok znad książki, nie przeczuwając jeszcze, że te kilka słów wwierci mi się w umysł niczym kolce.
- Michael. Mój stary przyjaciel. Spotykaliśmy się jeszcze na studiach. Pamiętasz, mówiłam ci o nim?
Skinąłem głową. Pamiętałem. Wspominała go kilkakrotnie, choć zawsze w tonie niewinnej nostalgii. Przyjaciel, nic więcej. Czy na pewno?
- Chciałby się spotkać - dodała z uśmiechem, nieświadoma, jak bardzo każde jej słowo wbijało mi się w serce.
Chciał się z nią spotkać. Tylko z nią. Nie z nami. Ze mną nie. Sam na sam. Gdybym miał w sobie więcej odwagi, powiedziałbym jej o tym, co mnie gnębiło. O strachu. O tych wszystkich scenariuszach, które mój umysł kreował wbrew mojej woli. Ale milczałem. Udawałem, że to nic takiego, że nie boli.
- Jasne, świetnie. Spotkajcie się - odpowiedziałem tonem, który brzmiał niemal naturalnie.
Anna się uśmiechnęła i wróciła do swojej herbaty. A ja czułem, że coś we mnie pęka.
***
Wieczorem nie mogłem zasnąć. Patrzyłem na sufit, czując, jak moje myśli krążą w kółko, zapętlają się i pęcznieją jak burzowe chmury. Czy powinienem jej zaufać? Czy to nie naiwność? Czyż nie wszyscy, których kiedyś kochaliśmy, pozostają w nas choćby odłamkiem? A może to tylko moje demony, które nie pozwalają mi uwierzyć w czyjąś lojalność?
Zawsze byłem samotny. Nawet otoczony ludźmi, na scenie, w świetle reflektorów, w tłumie wrzeszczących fanów byłem sam. I oto była ona. Kobieta, która mnie rozumiała, która w jakiś sposób sprawiła, że zacząłem oddychać pełniej. Ale czy miłość wystarczy, by ugasić wszystkie moje lęki?
***
Dzień spotkania nadszedł szybciej, niż bym chciał. Anna wyszła po południu. Pożegnała mnie pocałunkiem, czułym, jakby chciała mnie uspokoić. Ale nie mogła. Zostałem sam w apartamencie, otoczony ciszą, która wcale nie była kojąca. Krążyłem po salonie, próbując zająć czymś ręce, ale wszystko wydawało się pozbawione znaczenia. W końcu usiadłem na kanapie i zapatrzyłem się w telefon. Minuty dłużyły się, godziny rozciągały w nieskończoność.
Czy rozmawiają teraz o dawnych czasach? Czy śmieją się z tych samych rzeczy, które kiedyś ich łączyły? Czy on patrzy na nią w sposób, który kiedyś należał tylko do mnie?
Nie wiedziałem, ile czasu minęło, zanim usłyszałem dźwięk klucza w drzwiach. Serce podskoczyło mi do gardła.
- Hej - powiedziała, wchodząc do środka. Była rozluźniona, uśmiechnięta. - To było miłe spotkanie.
Tylko tyle? "To było miłe spotkanie"? Nic więcej? A jednak nie zapytałem. Nie wylałem na nią lawiny oskarżeń, które krzyczały w mojej głowie. Uśmiechnąłem się blado i skinąłem głową.
- Cieszę się.
Przysiadła obok mnie, opierając się o moje ramię.
- Nie masz powodów do zazdrości - powiedziała cicho, jakby czytała w moich myślach. - Był moim przyjacielem kiedyś, ale to zamknięty rozdział. Teraz mam ciebie. I tylko ciebie chcę.
Słowa były jak plaster na ranę, ale rana wciąż tam była. Jeszcze nie mogłem jej zamknąć, ale poczułem, że coś we mnie zaczyna się uspokajać. Jak sztorm, który powoli słabnie. Nie ufałem jej od razu. Nie potrafiłem. To był proces, długi, bolesny. Ale z czasem, dzień po dniu, godzina po godzinie, zaczynałem wierzyć.
Aż w końcu, pewnego dnia, naprawdę jej uwierzyłem. I wszystko jej wybaczyłem.
Tylko obserwowani przez użytkownika koziorowskakatarzyna
mogą komentować na tym fotoblogu.
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
Wszystkie wpisy