NIESPODZIEWANY SPACER
Siedzieliśmy w salonie, Anna i ja, otuleni ciepłem kominka. Płomienie tańczyły w jego wnętrzu, rzucając ciepłe pomarańczowe światło na ciemne ściany. To był jeden z tych spokojnych wieczorów, które lubiłem najbardziej - cisza, spokój i oddech od niekończącego się zgiełku życia na scenie. Anna czytała jakąś grubą powieść, jej rysy twarzy były spokojne, skoncentrowane. Ja siedziałem obok z notatnikiem na kolanach, zapisując kolejne wersy nowej piosenki.
Od jakiegoś czasu czułem, że inspiracja czai się gdzieś blisko. Może to było to miejsce, ten moment, a może po prostu obecność Anny? Zawsze miałem wrażenie, że jej energia w jakiś niewidzialny sposób przenikała do moich słów, nadawała im więcej głębi. Każdy dźwięk, każda litera zdawały się mieć więcej sensu, gdy była obok.
- Czegoś ci potrzeba? - zapytała, odkładając na chwilę książkę i spoglądając na mnie z delikatnym uśmiechem.
Pokręciłem głową, odwzajemniając spojrzenie.
- Nie, wszystko mam. Ty tu jesteś, to wystarczy.
Znowu się uśmiechnęła, ale tym razem jej uśmiech był jakby bardziej zamyślony. Po chwili wróciła do czytania, a ja do swoich notatek. Czas płynął, kominek trzaskał cicho, a ja niemal słyszałem, jak zegar w przedpokoju odmierza sekundy.
Nagle Anna odłożyła książkę na stolik i wstała.
- Idę na spacer - oznajmiła cicho, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Zmarszczyłem brwi.
- Spacer? Teraz? Jest późno, Anna, a na zewnątrz jest zimno.
- Wiem. Potrzebuję chwili dla siebie. Wrócę za jakiś czas.
Miałem ochotę protestować, ale jej ton był stanowczy, niemal niepodlegający dyskusji. Wiedziałem, że gdy Anna czegoś chce, to lepiej nie próbować jej przekonywać. Jednak jakiś niepokój ścisnął moje wnętrzności. Spacer o tej porze? Coś w tym wszystkim nie pasowało.
Gdy zamknęły się za nią drzwi, zostałem sam z kominkiem, notatnikiem i ciszą, która nagle wydała mi się dziwnie niepokojąca. Próbowałem wrócić do pisania, ale słowa przestały przychodzić. Moje myśli zaczęły krążyć wokół Anny. Dokąd poszła? Czy wszystko z nią w porządku? Coś ją trapi, ale co takiego? Czemu mi o tym nie powiedziała?
Zacząłem chodzić po pokoju, zerkając co chwilę na zegar. Minęła godzina, potem druga. Z każdą minutą moja frustracja i niepokój rosły. Wyobraźnia podsuwała mi najgorsze scenariusze. Może spotkała kogoś na zewnątrz? Może wpadła w jakieś kłopoty? Chciałem do niej zadzwonić, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się. Anna zawsze ceniła sobie niezależność. Wiedziałem, że gdyby coś było nie tak, dałaby mi znać.
Mimo to nie mogłem się uspokoić. Gdy w końcu usłyszałem klucz przekręcany w zamku, poczułem ulgę tak ogromną, że niemal zaparło mi dech. Anna weszła do środka, otulona ciepłym płaszczem, z lekko zarumienionymi policzkami od chłodu.
- Już jestem - powiedziała spokojnie, zdejmując szalik.
- Co się stało? - zapytałem, chociaż ton mojego głosu był bardziej troską niż pretensją.
Spojrzała na mnie i westchnęła cicho.
- Nic się nie stało. Po prostu potrzebowałam chwili dla siebie. Tylko tyle. Wybacz, jeśli cię zmartwiłam.
Nie nalegałem na więcej wyjaśnień. Może dlatego, że widziałem w jej oczach, że to była prawda. Albo przynajmniej część prawdy. Może kiedyś powie mi więcej, a może nie. Nie miałem zamiaru jej naciskać. Ważne było to, że wróciła.
- Cieszę się, że już jesteś - powiedziałem, a ona uśmiechnęła się lekko, tym razem bez cienia zamyślenia.
Usiedliśmy z powrotem na sofie. Anna sięgnęła po książkę, a ja po notatnik. Płomienie w kominku znów rzucały swoje tańczące cienie na ściany, a ja po raz pierwszy od kilku godzin poczułem spokój.
Tylko obserwowani przez użytkownika koziorowskakatarzyna
mogą komentować na tym fotoblogu.
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
8 LUTEGO 2025
Wszystkie wpisy