Trochę porno, trochę wysoka kultura.
...
Siadasz przed komputerem.
Oczy wilgotne, usta suche, spodnie w kostkach.
Otwierasz przeglądarkę i zaczynasz stream pornografii, prosto w dłonie.
Wybierasz kobiety Ci już znane, przeszłe i przyszłe.
Teraźniejsze i niedoszłe.
Lexi Belle, ma trochę głos jak Marta z pracy.
Audrey Bitoni, wygląda jak ta praktykantka.
Giana, jak typiara z mięsnego.
Nie wyszukujesz Nessy, bo sztuczne cycki odebrały jej wiarygodność.
Nie wpisujesz Lilu Thai, bo chuj wie.
Przestałeś wierzyć w Stoyę, bo jest ona niczym innym jak, opowiadanem przez marynarzy, mitów i legend.
Została Ci tylko Zoe Voss, pustka i samotności, i niczego nie jesteś w stanie wypełnić sam.
Każde usta dawno nie całowane, każde pośladki czerwone, każde serce złamane.
Ciągła wojna gustów z pożądaniem, wspomnień z erekcją.
Ego z erekcją.
Bo przecież nie będziesz walił gruchy do Sashy Grey, jak jakiś prowincjonalny intelektualista.
- "No, cześć skarbie!".
...
x: Widziałam ostatnio pornola, w którym grupa dziewczyn robiła zwykłe rzeczy. Kamera towarzyszyła im przez cały dzień. Od wyjścia z domu, przez gimnastykę w szkole, po kolację z rodzicami. I co jakiś czas podchodził do którejś mężczyzna i się na nią, za przeproszeniem, spuszczał. Ubrany był na czarno i nie wchodził z nimi w jakąkolwiek inną interakcję. I myślę sobie - "kurwa, jaka piękna metafora odizolowania, erotyzacji dzieciństwa, seksualizacji społeczeństwa!". Całkowite zerwanie z sacrum ogniska domowego i szkoły, stref przecież bezpiecznych. Dziewczyny przyjmowały strzały na twarz z całkowitą apatią, odcinając się na moment od całego świata, katrując się.
y: Był japoński?
x: Kurwa, oczywiście, że był japoński!
...
Się pakuję!