Umieram. Czaicie ? Umieram. Tylko... mniej gwałtownie. Strasznie się czuję. Boli mnie głowa, kręgosłup, mięśnie i gardło, O dziwo nie mam kataru. Dzisiaj jest już lepiej, ale wczoraj wieczorem to już był mega kryzys. Jak leżałam to było spoko, ale jak siadałam lub wstawałam czułam, że cała zwartość mojego żołądka ma wielką ochotę wydostać się na zewnątrz. Jak wychodziłam rano, to ubierałam się bardzo ciepło i mimo to po powrocie do domu miałam sine ręce i usta. Standart.
Teraz piję pyszną herbatkę, za chwilę wchodzę do wanny. Mmmmm... z bąbelkami, pianą. Jakbym miała gdzie to bym jeszcze sobie świeczki postawiła. Chyba na lampie. Boiler sobie zapalę :D Hahah. O, no i muzyczka obowiązkowo. I zapewne Stefania wlezie do łazienki, wskoczy na pralkę i będzie się na mnie gapić :D Chyba kiedyś jej zdjęcie tak zrobię.
Tęsknię za końmi, bardzo. Chciałabym wiedzieć co u nich. No i... sto lat nie jeździłam.
Melanż ? Dzisiaj ? Chyba ? :D