Z moją maminką.
Ma być takie, a nie inne i już. Bo mama się uczyła Corela i coś jej nie wyszło :D
Takie jesienne, pomimo, że ja chcę wiosnę.
To, co napiszę teraz nie jest obowiązkową lekturą.
Po prostu muszę coś napisać, bo mam jakąś taką ochotę ^^
Jak zadzwonił dzisiaj w szkole dzwonek na nasza lekcję fizyki, to myślałam, że popadnę w jakąs histerię. Ale pomyślalam sobie, ze będzie, co ma być, co z tego, że jak mnie ostanio pytała to odpowiedziałam poprawnie na 4 z jej 5 pytań i dostałam... fanfary... 1! A dzisiaj było powtórzenie do sprawdzianu, więc byliśmy przygotowani na pytanie przez całą lekcję. A mój numerek (14) lubią wszyscy nauczyciele, więc już się pogodziłam z faktem, że dzisiaj dostanę znowu 1 albo w najlepszym przypadku 2 (uczyłam się wczoraj cały dzień). Ale zaczęła pytać. Do tablicy podchodziłły numery 17, 12, 13, 4, 27, 30, 15, więc kilka było blisko mnie. Rozwiązujemy zadania, a tu nagle dzwonek! Nie mogłam uwierzyć, że wyszłam na przerwę bez żadnej oceny!
Zapamiętam ten dzień do końca życia.
Napisałabym jeszcze o dzisiejszej wycieczce do biblioteki, ale nie chcę męczyć tych wytrwałych, którzy przeczytali poprzednią historię.
I tak w ogóle, to przepraszam, że aż tyle dzisiaj napisałam... ;PP
PS. A dzisiaj jak sobie spokojnie jechałam autobusem do szkoły to śnieg zaczął padać...