... z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest"
Wieczór... Leżę, patrząc tępo w sufit, bezmyślnie rozglądając się na boki. Kołatające myśli zagłusza muzyka, ekran komputera rozświetla mrok przeszywający pustą klatkę. Zza okna wydostają się przeraźliwe dźwięki niewdzięcznych gołębi. Gdzieś w oddali słychać szum, pociągi spieszą po torach... Tyle obowiązków, a zarazem niechęć, brak ochoty na cokolwiek. Te cztery ściany sprawiają, że nic nie cieszy już jak kiedyś. Jednak nadzieja na to, że nie jest tak źle pojawia się wraz z tym jak otwierają się drzwi, wtedy wiem, że ktoś jest przy mnie. Są takie osoby, z którymi jedna spędzona chwila sprawia więcej radości niż dziesięć z innymi lub co gorsza w samotności. To, co czuję, zastanawiając się kiedy znowu powoli odchylą się drzwi to taka delikatna melancholia tęsknoty połączona z napięciem i niecierpliwością dziecka czekającego na koniec wigilijnej kolacji, aby wreszcie rozpakować prezenty pod choinką. Wtedy dziecko odwiązując kokardę, rozrywając papier, otwierając pudełko znajduje się w sferze marzeń, zaczyna się uśmiechać, jest szczęśliwe. A ja nie widzę nic złego w tym, że lubię się śmiać, lubię oglądać bajki, zawsze czymś się bawię w rękach, że wszędzie mam łaskotki... Dlaczego jak jestem przy Tobie znów jestem dzieckiem? Bo z Tobą każdy dzień przemija tak jak piękny sen... Dlaczego więc czasem muszę się z niego budzić? Wraz z tym jak zamkną się drzwi znika ta mała słodka dziewczynka, staje się smutna jakby ktoś zabrał jej najukochańszego Białego Misia. I dopóki do niej nie wróci, uśmiech na twarzy się nie pojawi.
I wtedy znowu:
Wieczór... Leżę, patrząc tępo w sufit, bezmyślnie rozglądając się na boki...