"Biada każdemu, który choć raz pokochał, biada wszystkim, którzy nienawidzą"
A Janusz wtedy siedział na krześle, pospolitym, czteronożnym, z oparciem, czy też bez - kogo to obchodzi..
Ważne, że było to krzesło robione z uczuciem, dla kogoś, przez kogoś, w nerwach, w bólu, lub też szczerej niespożytej radosci. Ale to nie o krzesle dzisiaj mowa.
Janusz miał w ręce koniak, przepiękny procentowy (jak to koniak) koniak. Kiedyś był tylko smakoszem, dla którego liczył się zapach, barwa...ale nie dziś, dzisiaj nie skupiajmy się na tym co było, bo minęło, zniknęło, nie będzie juz.
Janusz siedział, miał koniak w ręce, trzymał go, nie myslał, był oswobodzony z wszelkich myśli, był, jak na ten moment, pusty, ale oczywiscien nie chodzi tu o wyzbycie się wszelkich uczuć, mądrości, dobra i spozytej w połowie energii, On po prostu wpatrzony w fragment napoju, siedział, dumał, ale nie myślał.
I siedziałby tak dalej, gdyby ten koniak nie wyślizgnął mu się z tej ręki, która nie była aż tak silna jak kiedyś. Otworzył oczy, wstał, napił się wody, czystej, źródlanej, z butelki. Mysli ogarnęły Nim i całym światem zarazem. Trzeci dzień pod rząd koniak, trzeci dzień pod rząd się budzi, pije szklankę wody i zasypia z otwartymi oczyma.
Nałóg ssie, od środka z mocną siłą, wysysa wszystko, każdy zalążek własnego rozsądku i woli.
Siły brakuje nawet Januszowi.
Trzeci dzień minał...
Pozdrawiam siostrę mojego brata..
I dla odmiany córkę mojej mamy.
i wnuczkę mojego dziadka.
I Kostka, mi hihihih.
Drzewko,porobicie lubi po prostu Kasia.