Witam.
Dawno nie pisałem.
Bez zmian.
Dziwie się swoją beznadziejnością i brakiem samomobilizacji.
Przecież zawsze dobry pomysł nie był zły,
A w razie zagrożenia swojego prywatnego otoczenia mobilizacja była najważniejsza.
Ostatnio znowu się nie wysypiam.
Często mam deja vu.
Coś się dzieje z mózgiem.
Ręce drżą.
Słychać dźwięki które nieistnieją.
W ten weekend byłem w Krakowie.
Stało się to czego zawsze się bałem.
Kraków nie działa na mnie już tak magicznie jak kiedyś.
Błąkanie się po zakamarkach nic nie daje.
Może to przez brak ferii.
Może to przez to że ciąży na mnie niezdana matma.
Może to przez ten wykurwiście zimny wiaterek...
Wybrałem się tam z powodu koncertu.
KAT dał czadu.
Dawno się tak nie "wybawiłem".
"Kurwa mać! KAT ma grać!"
Ostatnio zmiania się też moje podejście.
Naprawdę nie wiem kiedy i gdzie zgubiłem to swoje JA,
Co pisało pierwsze notki,
Robiło rysunki z paintcie.
Miało wyjebane na wszystko i wszystkich.
Gdzie się podziały moje kredki?
Róże miłości najlepiej przyjmują się na grobach...