Było drugie spotkanie. Na pozór rozmawiałyśmy więcej i na poważniejsze tematy. W rzeczywistości czułam coraz wyraźniej, że czegoś brakuje. Swobodnie wykorzystujemy proste tematy, bo nigdy nie milczeć, wspomnienia, by się razem śmiać. Rozumiemy się. Na jakiejś płaszczyźnie. Jednak gdy mam być szczera w jednostronnym przesłuchaniu, ja rzucona na nieznaną mi głęboką i lodowatą otchłań szczerości zaczynam budować mur. Mówię słowa, ale one są puste. Nie, nie mam problemu by powiedzieć, że rzygam tyle i tyle. Że nie mam myśli samobójczych. Że było źle, bardzo źle. Wystarczy jednak dodać, że poprawa nastąpiła dzięki bieganiu a już widzę ten skurcz wstrętu na jej twarzy. Za słowami nie idą prawdziwe emocje. Po prostu wiem co powiedzieć i mimo, że nie kłamię to nie jestem szczera.
Nie umiem uwolnić tych emocji, krzyczeć, że było źle bo nikogo nie było. Jej nie było. Że mimo ciągłęgo zarzucania mi nieszczerości (miała rację) ona też nie była fair. Nie mówiła mi, że jest ze mną źle, że muszę się ratować, podnieść z bagna w którym leżałam. Słyszała i widziała, co mówią, co zauważają, co szepczą. I nic. Obserwowała ten upadek. A gdy prosiłam o spotkanie odmawiała, bo "nic bym i tak nie powiedziała/najebała się, wypłakała i poszła w melanż". Przecież nie chodziło mi o trudne i bolesne zwierzenia... Chodziło o spotkanie, obecność kogoś kto mnie zna i komu mogę powiedzieć "wyleciałam" i nie słyszeć żadnych słów. Wiedzieć, że ktoś jest ze mną. I nie, w tamtym okresie nie poszłabym z nią w żaden melanż.
Imprezuję i wychodzę na miasto z dwoma nowymi znajomymi. I coż się okazuje... umiem być szczera do bólu, umiem szaleć radośnie, czy trzeźwa, czy wstawiona, słuchać innych, opowiadać o sobie, biegać po sukiennicach i starych uliczkach, jeszcze przed wizytą w pierwszym tap barze i cieszyć się przy tym jak dziecko. Mamy wspólne pasje, robimy szalone, pozytywne rzeczy. Szczególnie jeden z nich to wspaniały wariat. Nadaje się bardziej na obiekt zwierzeń. Pewnie lada moment powiem mu o moim nie najlepszym zdrowiu.
Patrząc na te dwie relacje pytam się do kurwy szanownej nędzy dlaczego próbuję wracać do tej pierwszej?
Bo tak chce serce.
Ah, musi być o bieganiu. Zrobiłam w sobotę nową życiówkę na 10 km. Cieszę się, jak dziecko :3 Na listach z wynikami jestem coraz wyżej. Pora pomyśleć o podium :)