Listopad, niemal koniec świata, kilka minut przed zmierzchem...
Jestem pociągiem spźniającym się o kilka godzin. Jestem pociągiem zimnym, bez światła.
Jestem pociągiem z bladą lokomotywą. Pociągiem, który być może nawet nie istnieje.
Chowam się w sobie, nie wypowiadam myśli, chcę ale niemożność silniejsza od chęci.
Chowam ciastka w kieszeni, pochłaniam dym. Mieszam litery podczas nocnych posiadówek przy kawie.
Z kawą na łóżku, z czerwonym długopisem, z czerwoną kołdrą, z niemym uśmiechem.
Próbując wciąż i wciąż nie spaść niżej aniżeli się jest..