"jak tak ma wyglądać każdy następny dzień szkoły, to ja dziekuję, wypierdalam na księżyc" - moze trudno uwierzyć, ale to zdanie miałam w głowie od godziny około 8:12 czyli jak lekcja religii, ropoczęła się w najlepsze. Sam poranek był niezły, jak na to, ze wstałam o tej gównianej 6:24, wyczołgałam się z łóżka, a nawet zjadłam śniadanie, ćwicząc uśmiech przed lustrem, byleby wyglądał naturalnie. Dwie techniki wspominam chyba najlepiej, poza faktem, ze nauczycielka uwzięła się na Lejdis i już dostałysmy uwagi, jakiś rekord. Zobaczymy kto wygra tę wojnę, ona nie umie tak dopasowywać rymów jak ja! :D O historii nie wspominam, podpalanie zapałki, głupie gadki oraz sprawdzian, z którego dostałam 2 na dobry początek roku, jejku, ale się przejełam i tak go wszyscy powtarzamy. Ostatnie dwie matmy myslałam, że wyskocze przez okno. Po powrocie do domu, zabrałam się za porządkowanie biurka, tablicy, ścian. Człowiekowi przedadzą się zmiany, chociażby głupie biurko, bo osobiście zmian w życiu nie potrafie kurwa zaprowadzić. To chyba na tyle i tak podziwiam, bo napisałam tu za duzo. To chyba ostatnia notka.