Zabawka.
Niechciana.
Wykorzystana.
Zepsuta.
Znów to zrobiła. Oddała własne serce na dłoni. Tak niewinne i bezbronne, trzepoczące i bezradne. Pragnące jedynie, by ktoś się nim zaopiekował. I tak też się stało. Przez chwilę. Dwie. A może trzy.
Zanim nie wróciło spękane i sponiewierane.