I znów tu jestem. Wracam raz za razem. Jestem starsza, dojrzalsza, bardziej świadoma siebie... Ale równie krucha co kiedyś, równie bezbronna i wrażliwa na każdy cios.
Jesteście tu jeszcze?
Minął już rok od ostatnich moich słów. A ja wciąż pojawiam się tu za każdym razem, kiedy czuję się zagubiona. Kiedy potrzebuję, żeby ktoś przeczytał mój ból, przytulił go do swojej piersi i szepnął, że wszystko jakoś się ułoży.
Czy to łzy? Tak bardzo chciałabym się zwinąć na czyichś kolanach i zapytać o radę. Poprosić o pomoc. Powiedzieć, że nie umiem poradzić sobie z tym, co nadchodzi... Czy mogę zrobić to tutaj?
Nie łudzę się, że ktokolwiek to przeczyta. Ale jeśli... To nie jest drżący krzyk błagający o pomoc. To ledwie westchnienie. Ledwie szept spanikowanej, dostrzegającej nadchodzącą ciemność, duszy.