Safe arms
Niewiele jest miejsc na tym świecie, w których czuję się bezpieczna. Ostatnio rzadko doświadczam tego uczucia. Najczęściej kiedy skrywam się za zamkniętymi przed światem drzwiami lub chowam pod kołdrą we własnym łóżku. To brzmi głupio, wiem, ale dziwna prawda lepsza jest od żadnej. Ludzie, a raczej ich uczucia mnie przytłaczają. Nie potrafię przejść obojętnie obok czyjegoś cierpienia, co nierzadko tylko mi szkodzi. Jestem samotniczką, wolnym strzelcem, który podąża przez życie ścieżką zbyt wąską dla dwojga ludzi.
Kiedyś, dawno temu, kiedy jeszcze potrafiłam obdarzyć kogoś zaufaniem, miałam jeszcze jedno miejsce, w którym nie czułam zagrożenia, które napełniało mnie spokojem i radością. Jego ramiona. Tylko będąc w ich uścisku mogłam kochać, śmiać się i płakać, odczuwać ból, i wzruszenie, i jednocześnie być zupełnie szczęśliwą. To on był moją siłą, moim oparciem, najlepszym przyjacielem i drugą połową, znał mnie na wylot, a zarazem nie mógł rozgryźć, co go tak we mnie pociąga. Mnie zniewoliły jego oczy - tak bezdennie głębokie, bezimiennie ciemne, pełne skrzących się radośnie iskierek. Kochałam go. Był jedynym, któremu naprawdę bezgranicznie ufałam. A on odszedł. Zostawił mnie. Nie potrafiłam za nim nie tęsknić, nie wracać do niego myślami.
To wydarzenie zadziałało na mnie jak kubeł zimnej wody. Uświadomiłam sobie, że życie nie jest bajką, że czasami mają miejsce rzeczy, na które nie mamy żadnego wpływu. Jednak mimo to chciałam pomagać innym, podświadomie liczyłam, że odmienię los, że zdążę jeszcze uratować jego, siebie, nas. Każda kolejna porażka była rysą na mej duszy, blizną na sercu, dowodem, że żadna wieczność nie istnieje. Nigdy jednak nie przestałam próbować.
Od kiedy on zniknął z mojego życia wiele się zmieniło. Głównie to ja się zmieniłam - zamknęłam w sobie, przestałam uśmiechać, ufać, kochać... Razem z nim odeszła radosna, lepsza część mnie.
Niespodziewanie wściekła na siebie, na życie, świat i sprawiedliwość, a raczej jej brak, porywam z biurka jego oprawione zdjęcie. Wyrywam je z ramki i rozdzieram na dwa, cztery, dziesięć, dwadzieścia kawałków. Bezsilna upuszczam je na ziemię, wpatruję się w swoje dzieło. Dawno już tak za nim nie tęskniłam. Nigdy tak naprawdę nie pogodziłam się z tym, że więcej go nie zobaczę. Bezsensowność mojego czynu zwala mnie z nóg. Opadam na kolana i szlocham po raz pierwszy od lat. Pozwalam płynąć łzom, skapywać na dłonie, próbujące ułożyć w całość skrawki zniszczonego zdjęcia.
- Wybacz mi, ja już tak dłużej nie potrafię! - łkam coraz głośniej. - To nie jest życie, nie bez ciebie!
W końcu udaje mi się odnaleźć kawałek przedstawiający jego twarz. Kryształowe krople spływają po moich policzkach wprost na nią. Zamykam oczy, ale wciąż ją widzę, jego przepełnione miłością do mnie tęczówki. Dlaczego musiałeś odejść...
W końcu smutek mija, cierpienie mości się w swym kąciku na dnie mojego serca. Burza szalejąca w głowie ustaje. Czuję się dziwnie, jakby pusta, ale nie tylko. To coś czego mi brakowało, za czym tęskniłam od lat. Jestem... bezpieczna. Oszołomiona zdaję sobie sprawę z czyjegoś dotyku na ramionach, który uśmierza ból i przywołuje wspomnienia ciepłych dłoni, silnych rąk, kojącego uśmiechu. Odwracam się z nadzieją, że to jawa, a nie sen, że może to dzieje się naprawdę. Podnoszę wzrok i widzę ciemne, niemal czarne oczy, pełne troski, zmartwienia... Wpatruję się oniemiała w jego oddaloną o zaledwie centymetry twarz. Kiedy pierwszy szok mija pragnę rzucić się prosto w jego ramiona, do mojej bezpiecznej przystani, lecz on zatrzymuje mnie przeczącym ruchem głowy.
- Nie rób tego, nie jeżeli naprawdę nie chcesz ze mną odejść - mówi patrząc mi prosto w oczy.
- Nie rozumiem - odpowiadam zgodnie z prawdą. - Chcę byś znów był przy mnie.
On jednak uśmiecha się smutno i delikatnie przesuwa opuszkami palców po moim policzku. Spragniona dotyku wtulam się w jego dłoń.
- Zawsze jestem tuż obok.
- Ale, ale przecież ty...
- Umarłem, tak - przerywa mi.
- Więc jak... Jak możesz być tutaj? - szepczę.
- Śmierć nie oznacza końca - odpowiada.
Dopiero teraz zwracam uwagę na to, że jego postać lekko lśni i jest nieco przezroczysta. Łzy znów spływają po moich policzkach.
- Tęsknię za tobą - łkam cicho. - Brakuje mi ciebie, twojego ciepła, siły...
- Zawsze będę cię wspierał, zawsze.
Po tych słowach milknie, ujmuje moją twarz w dłonie i długo patrzymy sobie w oczy. Tak bardzo chciałabym móc go przytulić, nigdy już nie tęsknić, nie czuć tego bólu...
- Chciałbym... - zaczyna niepewnie, wciąż patrząc wprost na mnie. - Chciałbym żebyś tutaj została. Żebyś odnalazła szczęście.
- Nie możesz tego ode mnie wymagać.
- Masz rację, nie mogę, ale tego właśnie pragnę. Kocham cię i chcę dla ciebie jak najlepiej.
- Dla mnie?! A co z nami? My, pamiętasz? - krzyczę gniewnie wciąż płacząc.
Jego usta składają pocałunek na moich włosach. Obraz rozmywa mi się przed oczami, jego postać jest coraz mniej wyraźna.
- Nie, nie, nie! Nie możesz znów mnie zostawić! - szlocham zrozpaczona.
- Pamiętaj, zawsze jestem przy tobie - posyła mi ostatni uśmiech. - Żyj z całych sił.
- Kocham cię, kocham i nigdy nie zapomnę - szepczę ponaglana jego niknącym wizerunkiem.
Kiedy odchodzi, już drugi raz, nie czuję bólu. Spokojnie patrzę w jego pełne miłości oczy. W końcu przestaję czuć jego dotyk na policzku, wciąż jednak świadoma jestem jego obecności.
Kocham cię. Powtarzam to w myślach nawet gdy zostaję sama. Długie godziny nie zmieniam pozycji wpatrując się tępo w miejsce, w którym przed chwilą była jego twarz. W końcu zasypiam na podłodze z głową ułożoną obok jego uszkodzonego zdjęcia, a kiedy się budzę, czuję dziwną lekkość, tak jakby jego dłoń wciąż spoczywała na moim ramieniu dodając mi otuchy. Jego osoba jest częścią mnie, mojej duszy i na zawsze tak zostanie. I choć tym razem odszedł już na zawsze, pozostawił mi jednak nadzieję na lepsze jutro.
Dziękuję Ci Miciu. Za te trzy lata, podczas których dodawałaś mi sił. To trzeci raz, kiedy mam przyjemność życzyć Ci wszystkiego co w życiu najlepsze. Pisząc ten tekst miałam głupią nadzieję, że to wystarczy, że cokolwiek co napiszę sprawi Ci radość. Przepraszam za akurat taki temat.
Życzę Ci kochany Miciaku wielu radosnych chwil. Życzę Ci siły i cierpliwości do życia. Pomagaj szczęściu i marzeniom, a na pewno się spełnią. Rozwijaj swoje pasje i nigdy nie przestawaj kochać tego, co robisz. Życzę Ci powodzenia we wszystkich aspektach życia - w miłości, nauce, na studiach i w przyszłej pracy. Nie zmieniaj się, nigdy, bądź zawsze tak radosna i empatyczna jak teraz. Cieszę się niezmiernie, że mogłam Cię poznać.
Żyj z całych sił
I uśmiechaj się do ludzi
Bo nie jesteś sam
Śpij, nocą śnij
Niech zły sen Cię nigdy więcej nie obudzi
Teraz śpij
Niech dobry Bóg
Zawsze cię za rękę trzyma
Kiedy ciemny wiatr
Porywa spokój
Siejąc smutek i zwątpienie
Pamiętaj, że
Jak na deszczu łza
Cały ten świat nie znaczy nic a nic...
Chwila, która trwa
Może być najlepszą z Twoich chwil...
Idź własną drogą
Bo w tym cały sens istnienia
Żeby umieć żyć
Bez znieczulenia
Bez niepotrzebnych niespełnienia
Myśli złych
E.