Część 20
W takiej sytuacji moja stara wersja zaczęłaby piszczeć i błagać o pomoc. Czekałaby na księcia na białym koniu, który przyjechałby wyratować ją z opresji i zabić złego smoka. Podobno najlepszą obroną jest atak, więc będę brać przykład z archanioła Michała i nie zlęknę się byle huku, który brzmiał jak wystrzał z pistoletu... Przecież broń palna i tak nic mi nie może zrobić, nie umrę po raz drugi. Skradam się po schodach i otwieram drzwi mojego pokoju, bo to chyba stamtąd wydobył się ten hałas. Moje serce bije jak szalone, a oddech jest nierówny, w pomieszczeniu widzę Daniela, stoi do mnie plecami, a w opuszczonej ręce trzyma pistolet. Nic mu nie jest... Nagle zauważam jakiegoś mężczyznę leżącego na podłodze, opiera się o ścianę w dość nienaturalnej pozycji. Na jego torsie wykwita coraz większa plama krwi, stróżki czerwonej mazi spływają na podłogę. Z mojego gardła wyrywa się cichy krzyk, a Daniel gwałtownie się odwraca.
- Cii... już dobrze - mówi powoli podchodząc do mnie, widzę jak trzęsą mu się dłonie.
Pierwszy raz widzę tyle krwi, pierwszy raz widzę trupa... Zaczynam się cała trząść, Daniel zbliża się małymi kroczkami, chyba chce mnie przytulić. Już mam rzucić się w jego ramiona, gdy dostrzegam, jak krwawiący mężczyzna odchyla brzeg sztruksowej kurtki i wyciąga zza paska spodni kolejny pistolet, unosi go, celuje...
- Daniel, uważaj!
Instynktownie wyskakuję do przodu i zasłaniam chłopaka własnym ciałem. Znów słyszę straszny huk, a potem mój bok przeszywa spazm okropnego bólu, siła wystrzału odpycha mnie do tyłu, wpadam wprost na Daniela. Przed oczami pojawiają mi się mroczki, mam wrażenie, że zaraz zemdleję. Coś głośno krzyczy w mojej głowie: "Hello! Jesteś aniołem, weź się w garść! Potrzebują Cię!". Gdy ja kłócę się ze swoją świadomością Daniel przeładowuje pistolet i strzela ponownie, tym razem napastnik chyba na dobre wyzionął ducha. Jeszcze jeden taki strzał i chyba stracę słuch... Chłopak cofa się krok do tyłu i opiera o ścianę, zapewne przekroczył dzienny limit odwagi... Staram się ustać na własnych nogach, ale znów upadam na Daniela, dam radę... Odpycham się jedną dłonią od ściany, drugą próbuję zatamować krwawiącą ranę. Wyciągam z szafy plecak i wrzucam do niego kilka najpotrzebniejszych rzeczy - trochę ciuchów, kosmetyków, środków czystości... Skupiam się na podstawowych czynnościach byle nie myśleć o bólu, trupie i krwi. Odwracam się do Daniela, który dalej stoi pod ścianą.
- Rusz się w końcu, sama sobie nie poradzę - warczę na niego.
Chłopak gwałtownie otwiera oczy i szybkim krokiem do mnie podchodzi.
- Postrzelił Cię, pokaż - mówi poważnym tonem.
- Dam sobie radę, idź po swoje rzeczy.
- Pokaż - rozkazuje.
Odchylam bluzę i naszym oczom ukazuje się brocząca krwią rana, szybko zakrywam ją z powrotem. Daniel ściąga z oparcia krzesła mój szal i podaje mi go.
- Przyłóż to.
- Obiło Ci?! To jedwab!
Posyłam mu zdegustowane spojrzenie i sięgam po zwykłą, czarną bawełnianą koszulkę, rozdzieram ją na dwie części i wpycham pod bluzę.
- A teraz zbieraj się, może ich się tu kręcić więcej - mruczę rozeźlona.
Zbiegamy po schodach, wygrzebuję z łazienki apteczkę i wsypuję jej zawartość do swojego plecaka, Daniel jest już gotowy.
- Czy był dziś w domu Adam? - pytam nagle.
- Adam?
- Czyli nie...
Gdzie on się podział? No cóż, zapewne domyśli się co się wydarzyło i jakoś mnie odnajdzie. Chwytam Daniela za rękę i biegniemy, wyglądamy jak przestępcy - dzikie oczy, umazane krwią dłonie, rozwichrzone włosy... Musimy dotrzeć do spalonego budynku i odnaleźć motor Daniela, teraz już wiem, że jego prześladowcy nie żartują. Chłopak mocno trzyma moją dłoń, próbuje dodać mi otuchy, choć to chyba on bardziej jej potrzebuje. Nie zatrzymujemy się, gdy jedno z nas traci siły, drugie motywuje go do dalszego biegu.
- Już niedaleko - wysapuje Daniel.
- Zamknij się - warczę.
Przed nami majaczy już zwęglony budynek, uśmiecham się pod nosem.
- A więc gdzie zaparkowałeś ten swój sprzęt?
- Z tyłu budynku.
- Oby tam jeszcze stał - mruczę.
Obiegamy spalony blok i moim oczom ukazuje się lekko przykurzona maszyna, Daniel podbiega do niej i sprawdza czy wszystko jest jak należy.
- Kiedy ostatnio go widziałam, wyglądał dużo lepiej - mówię szybko.
- Ostatnio? - chłopak patrzy na mnie zaskoczony.
- Nieważne...
Dociskam mocniej ranę, chyba już przestała krwawić. Szczerze mówiąc, to wykrwawienie się raczej mi nie grozi...
- Dobra, jest ok. Wsiadaj - Daniel chyba skończył przegląd.
- Co? - spoglądam na niego z niedowierzaniem.
- No już, wsiadaj!
- Chyba śnisz, nie wsiądę na to... coś - upieram się.
- Ranisz moje uczucia. Wsiadaj! - rozkazuje.
Niezgrabnie siadam za nim, nie wiem co mam zrobić z rękami i nogami. Jest mi okropnie niewygodnie, czuję się niestabilnie.
- Obejmij mnie - chłopak włącza silnik.
Grrr... w co ja się wpakowałam...
- Nie tak mocno, bo nie będę mógł kierować.
Prycham na niego i zamykam oczy. Niech się dzieje co chce.
Proszę o szczere i długie opinie :* Dobrej nocy życzy
Edelline